czwartek, 28 czerwca 2012

Zdania do zapamiętania

Jesteśmy na mszy w 40 rocznicę ślubu moich teściów. Kaplica dość nowoczesna, na suficie rząd kilku par lamp sufitowych. Siedząca na moich kolanach JAdzia uparcie wpatruje się w górę. W końcu szarpie mnie - Mama, co tam jest na górze? - Po 10 sekundach odpowiada sobie sama - Jabeł, abo co. :)

czwartek, 21 czerwca 2012

Zdania do zapamiętania - nadal w klimatach religijnych :)

- Jesteś jak Maryja - stwierdziło radośnie najmłodsze z moich dzieci (to, które nie posiada jeszcze trzech lat) asystujące ochoczo podczas mojego farbowania włosów.
- Maryja...? - spytałam raczej dość niepewnie
- No. Masz farban - palec wskazujący wyjaśnił kwestię.
- Turban?
- No. - Pokręciła się nieco by się wygodniej usadowić przy wannie. - No i masz dzidzię.

I wszystko jasne.

DZięki Bellis, bo mam w końcu przerwy między wierszami :)))))

środa, 20 czerwca 2012

Na ludowo

Cała moja rodzina ma coś wspólnego z tańcem ludowym. Moi rodzice tańczyli w młodości razem. Ja i mój brat wiele lat uczęszczaliśmy na "Warmię" - swego czasu jeden z najbardziej nagradzanych polskich zespołów w kategoriach dziecięcych i młodzieżowych. Mój mąż - jak się okazało, tańczył w tym samym zespole tuż po moim odejściu zeń :) I teraz trafiły tam nasze dzieci. Cieszy mnie to, staroświecki rygor panujący na próbach (uczy ich jeszcze mój choreograf), bardzo duże umuzykalnienie i nacisk położony na ruch (ech, jak się porusza młodzież tańcząca w starszych grupach!) daje dzieciom naprawdę dużo. W tym roku Krzyś brał pierwszy w życiu udział w konkursie tańca towarzyskiego (ludowego, oczywiście) i odnalazłam w sieci kilka ujęć z nim. "> NA tym filmie w minucie 4 i pół widać naszego syna, jak zaczyna Krakowiaka (i potem miga kilka razy z numerem 30 :)

Ruszyła maszyna!

Wreszcie mogę powiedzieć, że wróciłam do normy wykonawczej. Wczorajszego dnia podkleiłam i powycinałam, natomiast wczorajszej nocy uszyłam trzy portfele. Bardzo mi się dobrze nad nimi pracowało, mam wrażenie, jakby w końcu opadły ze mnie resztki ciążowej niezborności (w sam raz na trzeci trymestr...) Męczyłam się nieco z doborem kolorów, jakoś trudno mi było wyobrazić sobie efekt ostateczny, aczkolwiek generalnie wszystkie mi się podobają. Na tyle, że, może ten pierwszy zostawię sobie...? :) Kończąc wpis biję się z myślami; ruszać do mycia okien już teraz czy za jakąś godzinę...? :))))

wtorek, 19 czerwca 2012

Efekty chorowania

Od piątku jesteśmy z Anielką w domu, szczęśliwie już tylko na doustnych antybiotykach. PAciorkowce okazały się w jej przypadku wyjątkowo wrednym przeciwnikiem. W czasie chorób obu dziewczynek dość często miałam przy sobie druty, w związku z czym udało mi się zacząć i skończyć komplet dla Pewnej Dziewczynki (nie mojej). Praca nad nim była tym, co w ciężkich chwilach przynosiło miłe doznania, ponieważ robiłam z cudnych wełen - malabrigo rios arco iris oraz baby merino dropsa. Tyle treści na dzisiaj, ponieważ dopadłam komputera w przerwie między Wielkimi Porządkami i już mnie sumienie gryzie :) Reszta w formie ilustracji: Sweterek robiony w jednym kawałku począwszy od kaptura Ponieważ obie części stanowić miały komplet przerobiłam jeden rządek w spodniach (robionych bezszwowo) tak, by móc na nim wyhaftować pasek wełną ze swetra - takie nawiązanie :)

środa, 13 czerwca 2012

Piszę tutaj, bo nie mam możliwości odpowiedzieć każdemu z osobna (maile itd). Osoby czekające na moją odpowiedź bądź wypowiedź muszę przeprosić - poczekają jakiś czas, ponieważ Anielka legła wczoraj w szpitalu i nie wiadomo, kiedy go opuści. W związku z tym życie nam się zdezorganizowało i pewne tematy (bez urazy) zeszły na dalszy plan. Pozdrawiam z biegu dom - oddział.

sobota, 9 czerwca 2012

...

Niezbyt poważna trzydniówka dnia trzeciego okazała się być szkarlatyną. Chorobą, która do tej pory była dla mnie równie aktualna co krztusiec, na który zapadła jedna z bohaterek "Ani z Zielonego Wzgórza". Szkarlatyna od pewnego czasu grasowała w naszych rejonach, chorowało/ choruje na nią spora ilość znajomych dzieci (w tym większość Anielkowej zerówki). Jak się okazało, dopadła to z naszej trójki, które ma najmniejszy kontakt ze szkołą. Zanim jednak została zdiagnozowana (w naszym domu ma nietypowy przebieg bez anginowego gardła z czopami) przeczołgała biedną Jadzię gorączkującą trzy dni po 40 stopni. Natychmiast niemal po podaniu antybiotyku objawy ustąpiły pozostawiając po sobie ofiarę w postaci spadku sił witalnych. Niesypiająca w dzień Jadwisia zasypia teraz nad talerzem zupy, męczy ją przejazd rowerem do lasu (1/3 zwykłej trasy) i ogólnie bieda z niej wielka. Udało jej się sypać kwiatki podczas procesji Bożego Ciała - widok Anielki w nowej sukience był dla niej motywatorem - gorączki już nie miała, pogoda była sprzyjająca - i tak nastąpił Jadziowy debiut w sypaniu kwiatków. Anielka z kolei zyskała nową sukienkę, ponieważ z dawnych wyrosła. Pierwszy raz zmierzyłam się z szyciem satyny i było to przeżycie z lekka traumatyczne - zwłaszcza krojenie uciekającego we wszystkie strony materiału. Posiadamy jedno zdjęcie Anielki w sukience, robione szybko tuż przed wyjściem z domu, stąd mina, światło oraz sztuczność ujęcia. Dzisiaj udało mi się złapać samą sukienkę, bez Anielki, za to w szczegółach. Dlaczego bez Anielki? Otóż oktawa Bożego Ciała dla nas się zakończyła - od wczoraj szkarlatynę ma starsza z naszych córek (w zasadzie powinnam już pisać: "najstarsza") Szczęściem rozpoznanie nastąpiło szybciej stąd i leczenie skuteczniejsze zahamowało rozwój choroby - nie gorączkuje już tak horrendalnie. Ale i tak się dzieje... Pozdrawiam Was Domu Opieki :) Czy Wam też blogger ignoruje podział pisania na wiersze? Wychodzi mi całkiem bezładny bełkot ponieważ żaden akapit, który ustawiam w tekście nie pojawia się w opublikowanym wpisie...

poniedziałek, 4 czerwca 2012

Co się dzieje w lazarecie

Plany na tę sobotę i niedzielę mieliśmy potężne. Tak liczne, że aż problematyczne do zsynchronizowania ich ze sobą. Potrójne zajęcia Krzysia na uniwersytecie dzieci, festyn w Gietrzwałdzie, przysięga ministrancka Krzysia, koncert Marcina (ja z dziećmi jako widzowie) i festyn w Olsztynie, z którego biegiem mieliśmy lecieć na najbardziej wyczekany przeze mnie marsz dla życia o rodziny połączony z kolejnym świętowaniem... Trzeci dzień siedzę w domu z Jadzią gorączkującą wściekle. Pobiła wczoraj wszelkie rekordy osiągając 39,9 stopni. Z zaplanowanych atrakcji Marcinowi udało się pojechać ze starszymi dziećmi do Gietrzwałdu oraz odbyć chóralne śpiewy :) A, i Krzyś był na jednym ze swoich zajęć oraz został ministrantem - bardzo to było wzruszające - i jedyne, w którym brałam udział. Skończyłam za to kolejną Cladonię z zielonej wełny merynosowej niewiadomego pochodzenia oraz melanżowego trekkinga. I chyba nic więcej mądrego nie napiszę, bo jakoś mi się ciężko myśli po odpoczynku weekendowym... :)))

sobota, 2 czerwca 2012

Thalasso Bain Bebe par Sonia Rochel

Film, który mnie zauroczył... A ponieważ wiem, że jest tutaj kilka mam - świeżych i przyszłych, więc niech oglądają i stosują :)))) Szkoda, że nie widziałam tego troje dzieci wcześniej...