piątek, 31 sierpnia 2012

Trzy

Trzy lata temu o tej porze przy moim boku od kilku godzin leżał malutki tłumoczek zawierający w sobie dziewczynkę. Dzisiaj ta dziewczynka zdecydowanie wyrosła z tłumoczka, nasiąkła całą masą umiejętności (w tym - co najbardziej rzuca się w uszy - pogłębiła zdolności językowe :) Jest pełnym radości, pomysłów oraz pewności siebie człowiekiem, którego inwencja ciągle jeszcze potrafi mnie zaskoczyć.
Na urodziny (wyprawione w ubiegły weekend z uwagi na mój stan dość niepewny) otrzymała wymarzony wózek do, cytuję "wożenia warzyw z ogródka". Sama o takim dla dzieci marzyłam i widzę, jak się z niego wszystkie cieszą (włącznie z wszystkimi gośćmi)
.
Skończyłam też kolejne bransoletki z koralików, dłubanie wciąga niemal tak, jak druty... :))) Aczkolwiek kolejny komplet na zimę też jest na wykończeniu. nie jest więc tak źle...
.

czwartek, 30 sierpnia 2012

Wodospad

To tak, jakbym nie mogła się powstrzymać. Drutów nie odstawiłam, broń Boże, natomiast lekko zwolniłam tempo dziergania - zamieniam je okresowo (może nieco częściej) na talerzyk z koralikami, cieniutkie szydełko oraz coś do nizania - i plotę, plotę... Wody w wodospadzie też nie można zatrzymać, prawda? :))
Pierwsza bransoletka (w dwóch egzemplarzach już) powstała na dysku kumihimo z woskowanego sznurka.

Drugą uplotłam z koralików szydełkiem - ten sposób to mój faworyt - już mam taką drugą - czarno - dymną :)
Liczę już czas do rozwiązania - za niecałe dwa tygodnie będzie nas już szóstka - trudno to sobie wyobrazić, umysł ludzki jednak nie potrafi ogarnąć pewnych tematów zbyt dosłownie :))) Czekam na tę Małą Istotę, na to, by móc ją powąchać, dotknąć, usłyszeć... Razem ze mną czekają wszyscy, Jadzia obcałowuje mi brzuch, przemawia do siostry, kilka razy dziennie sprawdza, czy jeszcze jest w środku, starsze dzieci już próbują liczyć (Anielka) i liczą (Krzyś), ile dni zostało. Łącząc tę niecierpliwość z wyglądaniem początku roku szkolnego w sumie jesteśmy Jednym Wielkim Oczekiwaniem :)

sobota, 25 sierpnia 2012

Chwilowa zmiana kursu

Nosi mnie ostatnio okropnie - nosi w rozmaitych kierunkach. Może to już przedporodowa reise fieber, może coś innego, w każdym razie wyszukuję sobie rozmaitość zajęć z maksymalnie rozrzuconych form aktywności. Wczorajszą nocą padło na bransoletki - jedyną, poza kolczykami (noszonymi równie sporadycznie) formą biżuterii, którą jestem w stanie nosić.
Wyszło takie coś:


Tę pierwszą udało mi się z Marcinem i jego lutownicą skończyć (miałam w domu nieodpowiednie zapięcia). Druga istnieje na razie jedynie w formie łańcuszków do połączenia:
Poza tym mam też do wklejenia w końcówkę plecionkę z kumihimo - zakochałam się...
czy to już chore?
........

piątek, 24 sierpnia 2012

Kompletów czar...

Nocną porą ( w sumie mogłabym już tak oczywistych rzeczy nie pisać...) ukończyłam dwa porozgrzebywane komplety dwa dwóch dziewczynek pokazywane do tej pory w skąpych dawkach - a to czapka, a to zewłok na drutach...
Dwie dziewczynki mają już zimę zapewnioną - tzn jej przetrwanie z cieple :)
Pierwszy zestaw to komplet pokazywany wcześniej w postaci czapki na głowie Jadzi. Ponieważ nosicielką ma być dziewczynka w wieku dokładnie pomiędzy naszymi kobietkami dla kontrastu pokażę, jak ta niesamowita wełna zachowuje się na większej głowie. Nadal jest dobra... Chustę do niej dorobiłam prostą, ozdabiając ją tylko trzema rzędami dziurek (bałam się, że będzie za mała i dodałam ażuru dla powiększenia płaszczyzny) oraz falbanką.

A to powstało z tej zielonej kupki, która sekundowała nam przy zbieraniu bobu - Cudowna malabrigo w kolorze lettuce. Czapkę poppy ozdobiłam kwiatkiem z kilkunastu metrów wełny pozostałej mi po robieniu kolorowego sweterka do granatowych spodenek (nie mam czasu szukać linka teraz, przepraszam) a w środku ma wszyty guzik, którego mniejsze wersje zdobią rękawiczki. W ogóle wzór z poppy - te powtarzające się paski prawych oczek wykorzystałam jeko element łączący stylistycznie całość. Mam nadzieję, że z sensem...

To, co widnieje pod kompletem na zdjęciach z poniszczonymi deskami to już zapowiedź kolejnego wpisu - mamy nowy - baaardzo stary stół, którego blat daaaaawno, daaaawno temu był całkiem czym innym a teraz dzięki mężowi memu od wczoraj służy nam do picia kawy :))))

czwartek, 23 sierpnia 2012

Lubicie bób?

My uwielbiamy :)
W roku ubiegłym cały zasiew zjadły nam robaki, w tym wysiałam kilka paczek więcej by uzupełnić zamrażarkowe zapasy. I na razie nic go nie zjadło :) Zbieramy cyklicznie, ile dam radę (już spadła mi wydolność, niestety) i wczoraj z Jadzią oberwałyśmy część strąków w kilku turach. Kawałek jednej z nich udało mi się złapać.
Przy okazji uwieczniłam naszą dzicz ogrodową, nad którą nie jestem w stanie do końca zapanować (pielenie z niemożnością wygodnego pochylenia się jest jednak trudne), Za to uwiodły mnie kolory, które dały pomidory, pory, selery oraz bujna zieleń wokół nich...


Jadzik przy pracy


Proszę zgadnąć, jakiż to rodzaj bobu (pod względem kolorystycznym) preferowałą moja córka?

Zgrabny futeralik na jeden instrument i malutki instrumencik :)

W pobliżu druty z, zieloną, a jakże, robótką - rękawiczkami, które w dniu dzisiejszym już zakończyłam a pokażę jutro :)

środa, 22 sierpnia 2012

mini gail do kompletu

Na prośbę seeyouat5 spróbowałam dzisiaj okutać Jadzię w gail mini. Mały szajbus, oderwany od łuskania bobu dostał ataku głupawki, z którą nie było sensu walczyć. Stąd zdjęcia wyszły... hmmm... dość spontaniczne :)
Mam też z dnia dzisiejszego przemyślenie dla tych młodych mam, które są umęczone malutkimi drepczącymi ciągle wokół nich dziećmi, nieśpiącymi po nocach, wymagającymi ciągłej uwagi etc. Bardzo bym chciała usłyszeć takie coś jakieś kilka lat temu... Wiecie, jak to strasznie szybko mija? Piszę to ze świadomością, że część drogi już przeszłam - Krzyś od kilku dni bez przerwy biega wraz ze swoim kolegą od nas - do niego, razem skaczą na trampolinie, czytają książki, grają w piłkę... jak chce coś zjeść to sobie sam bierze. Anielka (lat niemal 7) wyekspediowała się do swojej najlepszej przyjaciółki - nie ma jej od wczoraj (a to nie pierwsza wizyta wakacyjna dłuższa niż od rana do wieczora). Zostałam sama z Jadzią.
I z tą perspektywą nawet to wiszenie na mnie, jęczenie , nawoływanie etc jest bardziej znośne. Wszystko minie i tylko perspektywa czasu sprawia, że wydaje się to długotrwałe. I to moje dziecko, potrzebujące mnie teraz tak mocno, że aż dla mnie czasami boleśnie (dzisiaj chcąc ze mną pracować koniecznie w kuchni postawiła mi na drodze swoje krzesełko, o które zbiłam sobie tak palec, że nie wiem, czy nie złamałam) już w niedalekiej dość przyszłości będzie wolało iść do koleżanek...

a na drutach - rękawiczki dla dwulatki...

wtorek, 21 sierpnia 2012

Sierpniowe czapki na upały

W ramach zmagania się z małymi formami zrobiłam ostatnio kilka czapek (to jeszcze nie wszystkie).
Pierwsza, zrobiona dla Jadziowej rówieśnicy, miała zapełnić pustkę powstałą po zgubieniu czapki robionej w roku ubiegłym (mniej, więcej, takiej samej). Jest do niej jeszcze w blokowaniu miniaturowa gail, w którą nie miałam serca okutywać córki w takim upale, jaki panuje za oknem.


Druga, zrobiona dla dziewczynki starszej, z cudownej malabrigo silky merino (kolor 869 cumparsita) posiada, jak dla mnie właściwości zadziwiające - pasuje, mianowicie, zarówno na trzylatkę jak i na siedmiolatkę. Zakładam, że to wynik niesłychanej plastyczności włóczki, cienkiej i ciepłej, która dostosowuje się do nadanego jej kształtu)
Wzór robiony z głowy.


A oto równie cudowna malabrigo Arroyo w wersji męskiej, robiona podwójną nicią - poszedł niemal cały jeden motek. Ale za to kolory wyszły, moim zdaniem, świetnie.


I, na koniec - zmiana tematu - jeszcze jeden woreczek na lewendę - tym razem jeszcze dopadnięty bez zawartości.

niedziela, 19 sierpnia 2012

Niedzielnie

Jeszcze niedziela trwa. A była idealnie niedzielna - spędzona w gronie przyjaciół, nieco leniwa, nieco przelatana, ciepła, poprzedzona sobotnim ogniskiem ciągnącym się długo w noc, taki właśnie, jaki powinien być dzień wolny od prac wszelkiego rodzaju nie latany szklanym ekranem :)
Byliśmy dzisiaj na mszy, podczas której chrzczony był syn naszych przyjaciół. Ponieważ po uroczystości byliśmy zaproszeni na obiad sobotnim przedpołudniem wpadłam na pomysł okraszenia prezentu dodatkiem w postaci kołderki. Pomysł absurdalny o tyle, że uszycie kołderki w moim wykonaniu zajmuje mi zazwyczaj kilka miesięcy :)
Niemniej odrzuciłam zdrowy rozsądek, rozstawiłam maszynę, zaśmieciłam totalnie pokój, w którym ona stoi i latając pomiędzy Janome, deską do prasowania, rzucając się co i rusz na kolana (to już pod koniec, przy wycinaniu większych kawałków i przy przyszpilaniu do pikowania w cztery godziny uszyłam to, co poniżej. Jest to najbardziej krzywa z moich kołder - oczekiwaliśmy gości, którzy dotarli do nas 15 minut po tym, jak zakończyłam ostatni szew - przydałoby się, by obwódka wokół panelu była czymś urozmaicona, ale. po prostu, nie starczyło na nic czasu...
Jeszcze dzisiaj, tuż przed wyjazdem, wyciągnęłam ją na taras, by ją uwiecznić:
Mam też portfel, który zrobiłam w ostatnich dniach. Testowałam na nim swoje podrygi hafciarskie :)
Mam nadzieję, że również mieliście udany weekend :)