środa, 30 kwietnia 2014

Kołowej serii niemal zwieńczenie.

... w międzyczasie dzierga się też Anieliny :)
Z własnoręcznie ufarbowanej wełny (pierwszy raz jestem całkowicie usatysfakcjonowana uzyskanym efektem) w odcieniach niebieskości, turkusów i szczyptą żywej zieleni. Własnie ugrzęzłam w rękawach, które nie należą do moich ulubionych elementów dziergawczych.


Powyżej suszący się zwój po farbowaniu.
Niżej - prezentacja kadłuba, jeszcze z wiszacymi nitkami i bez rękawów. I dopiero zobaczyłam, jak brzydko zszyłam plisę - zdecydowanie do poprawy.


wtorek, 29 kwietnia 2014

Psychodelii ciąg dalszy - kołowiec nr 2.

Konsekwentnie staram się tutaj teraz BYWAĆ.
Wykańczam porozpoczynane swetry dziewczynek - jestem na fali kołowców - i molestuję je o przerwanie chilowe zabawy by móc owe swetrzyska złapać na nich.

I oto jestem ponownie - tym razem z Jadzią oraz jej okryciem - tym razem spożytkowałam posiadaną w zapasach od lat mieszankę włóczki lniano - akrylowej w kolorze melanżu błękitu i bieli. Do tego doplotłam bambusową szaloną nitkę, dzięki której pojawiły się oczekiwane koncentryczne koła.
Jedyny błąd, który, jak na razie, znalazłam to użycie do ściągaczy szlachetnej jedwabnej przędzy (plątał się jakiś resztkowy motek w domu pasujący kolorem i grubością). Jest za śliska, wyciągają się nitki i w ogóle jej szlachetność tutaj przybrała formę nieco szmatławą.

Ale, ile można mówić o dzianinie - lepiej ją pokazać:


A tutaj Jadzia została poproszona, by zawinęła się, jakby jej było zimno (było gorąco). Trochę przesadziła :)


Dobrej nocy Wsystkim :)

wtorek, 22 kwietnia 2014

chuściarsko


Sięgnęłam do archiwów - chusty sprzed dwóch, trzech miesięcy. Pierwsza - kolejna z wzorem zastosowanym po raz pierwszy w czarnej Cyganerii, tym razem w ciepłym, energetycznym pomarańczu:


druga seria zdjęć - to projekt bardziej ekskluzywny - włóczka nań użyta to babyalpaca silk Dropsa nabyta kiedyś okazyjnie. Strasznie to śliskie w robocie, ale efekt, faktycznie mi się podoba. Tylko, że nie lubię śliskich szali ani chust :) )

poniedziałek, 21 kwietnia 2014

Psychodeliczny kołowiec po przerwie

Lata całe temu ufarbowałam pierwszy mój zwój wełny. Dwa zwoje, dokładnie rzecz ujmując. Strasznie mi to kolorowe wyszło, z dużą ilością nieoczekiwanego seledynu, który jakoś nigdy do mnie nie przemawiał. Miało być dla dzieci, ale nawet jak dla dzieci było mi za kolorowo.
Do czasu.
Aż odkryłam swetry kołowe.
I tutaj ta psychodelia wyszła, jak dla mnie, super :)
Oto półtoraroczny Tyniol w psychodelicznym kołowcu (obrębionym alpacą Dropsa) wśród gołych jeszcze lawendowych krzewów.


Tyle wrzucam w przerwie między świątecznymi rozrywkami.
Mam nadzieję, że na dobry początek Powrotu do Bloggera :)