środa, 21 lipca 2010

Coś się dzieje... :)

... na drutach :)
Jak już pisalam, nie mam szans zabrać się ostatnimi czasy za poważniejsze szycie. Więc wieczorami zasiadam z drutami. Jak za starych, dobrych lat :) Powstają chusty. Te na zdjęciach niemal skończone - pamiętacie, jak wczesną wiosną pokazywalam Wam zielone wlóczki, bo mi się po zimie wiosennych barw chcialo? wlanie kończę odlożoną ma dluuugi czas drugą zieloniutką. Czekoladowa już tylko na frędzle czeka.



A ponieważ co jakis czas przychodzi zmiana zapotrzebowania na gamy kolorystyczne, nabylam na wyprzedaży w pasmanterii piękną, winno - bordową Himalayę :) Akurat wyjeżdżamy na weekend, więc będę miala co robić :)

poniedziałek, 19 lipca 2010

Małymi krokami

Jak pisalam ostatnio, maszyna do szycia jakos mi się na drodze nia ustawiala. Tzn może i się ustawiala, ale na szarym końcu dluuugiej kolejki rozmaitych czynnosci dnia codziennego do wykonania.
ALE: wczoraj nie wytrzymalam: Wigi poszla spać na zadziwiająco dlugo, Marcin byl w domu, więc zająl się starszymi dziecmi. I myknęlam na górę... Ponieważ ambitniejszych form nie mam na razie zamiaru tykać, ot tylko chcialam uslyszeć pracę maszynowego silnika, poszlam najprostszą drogą: uszylam dzieciom okladki na książeczki zdrowia. kolor tych dziewczęcych byl mi narzucony z góry przez Anielkę, która wybrala również material na okladkę Krzysiową. Wyszlo co takiego (oczywiscie, z lenistwa nie chcialo mi się użyć usztywniacza ani też choćby wyprasować, bodajże do sesji uszytych szmatek :))
Wg wieku: Krzys - materialy wszystkie pochodzą z zaslon, synowska okladka ma również plecy :)




Anielkowa - też posiada plecową ozdobę :) - tak się ulożyl material.




No i Jadzia na końcu: jej przypadly w udziale królewskie atrybuty z uwagi na brak nadrukowanych ozdób na jej częsci zaslonki:



środa, 14 lipca 2010

poranny udój :)

Jako że dzieci moje cudem Boskim wstaly dzisiaj o godz. 9 - a zaręczam, że zazwyczaj przynajmniej jedna sztuka wstaje chociaż 2 godziny wczecniej - moglam, po porannej kawie z wyjeżdżającym do pracy mężem udać się do lawendy mej. Zbiór w koszyku prezentowal się tak klimatycznie, że nie moglam się oprzeć pokusie uwiecznienia go :) Jak i również uwiecznienia faktu tak dlugiego spania potomków naszych... :)

wtorek, 13 lipca 2010

Co ja plotę...

Lawenda kwitnie jak oszalala, ja, w podobnych klimatach latam za Wigaszką, która chodzenie za jedna rękę pokochala nad zycie. W międzyczasie spędzilismy tydzień nad morzem - mamy super miejsce odkryte w tym roku (pozdrawiam goooorąco jego Odkrywczynię :). Szyć się nie da. Wobec tego, na przeczekanie dziergam welniane chusty (w sam raz na niemal 40 stopniowe upaly), zbieram kwiaty lawendowe oraz plotę wrzeciona, która to czynnosc ogromnie mnie wciągnęla. Ponieważ są to dwie jedyne czynnosci (poza pracami domowymi), które jestem w stanie wykonywać lypiąc okiem na moje wszędobylskie dziewczę. Janome na spacer do ogrodu nie wyciągnę. A chcialabym... Ckni mi się do szycia. Ale przeczekać trzeba czas jakis. Takie życie :)
Pozdrawiam Wszystkich zaglądających życząc deszczyku chyba jakiegos...?








czwartek, 1 lipca 2010

Sezon ogrodowy

Wsiąklam. Po pierwsze: Jadwiszka, która jest w najbardziej absorbującym okresie swojego żywota. Skończyla wlasnie 10 mesięcy, jest wulkanem czystej energii polującym na jeden, jedyny obiekt wart zainteresowania - mnie. Gdziekolwiek bym ja posadzila, wypatrzy mnie w najdalszym punkcie, przyraczkuje i - chwiejąc się pijacko - zacznie się po mnie wspinać. Ostatnie tygodnie mój pobyt w domu polega na chodzeniu z nia za jedną rękę, drugą wykonując - byle jak - wszystkie możliwe domowe czynnosci. Pada wieczorem okolo godz. 20 - ale wtedy jest czas dla starszych, którzy z kolei padają ok. 21. I wtedy mam czas na prace domowe wykonywane oburącz. Szycia w to nie wlączam, bo brak miejsca w grafiku.
I tutaj jest punkt drugi. I trzeci w zasadzie razem: dom i ogród. Warzywniak zarasta chwastami w szaleńczym tempie, na razei je wytrzymuję - względnie - zobaczymy, co potem. zacząl też się sezon lawendowy. Na razie niesmialo jeszcze, pierwsza ruszyla lawenda lekarska, wąskolistna jest obsypana kwiatami,ale jeszcze nie do końca dojrzalymi. Za to odkrylam nowy pomysl na ich wykorzystanie - nazywa się to - jest to jedna z wielu nazw - wrzeciono lawendowe. Plecie się je doć przyjemnie, dzisiaj, np. zabralam 3 sztuki ze sobą na plac zabaw z dziećmi - starsze szalaly na urządzeniach, Wigi wcinala paluszki w wózku, ja sobie plotlam :)





Poza woreczkami z lawendą, którą uskrobalam jeszcze z zeszlorocznej, pokusilam się o jedno, jedyn szycie - pokrowiec - wlasciwie - wysciólkę do wózka, który używany jest u nas sporadycznie (króluje chusta), za to jest strasznie sztuczny. Pokazuję nieskończony, bo material boski jest :) (zaslonka za 3 zlote):