Dzisiaj zapisek z gatunku: ocalić od zapomnienia. Bohaterem głównym jest Krzyś, którego specyficzny sposób świętowania już kilka razy, hmmm... uświetnił nam rozmaite okazje. Chronologicznie rzecz biorąc, rozpoczął w wieku 1,5 roku, gdy w pierwszy dzień Świąt Bożego Narodzenia pojawiły się u niego pierwsze ospowe krostki. Potem, w najbliższą Wielkanoc dostał trzydniówki. Wakacyjny ślub swojego wujka świętował z potężnym zapaleniem jamy ustnej (kto ma dzieci, wie, jak to wszystko wygląda)
Kilka lat później. Rok 2011r. Wielka Sobota, tuż po liturgii. Okazuje się, że lekkie swędzenie i pieczenie na plecach, na które czasem narzekał od trzech dni to półpasiec. Lekka panika w domu, żarty na temat Krzysiowych przypadłości świątecznych. Jakoś przełykamy fakt.
Wielka Niedziela. Kiedy nam się już wydawało, że półpasiec to najgorsze, co nam się może przydarzyć w te Święta, Krzyś bujając się na rękach między łóżkiem a komodą niezbyt dokładnie przyłożył lewą dłoń i spadł na ziemię wbijając dwie jedynki w podłogę. Dębową, lakierowaną - czyli twardą - tak, że są na niej dwa wyraźne zębowe ślady. Jedna jedynka ułamana na ukos. Wczorajsze popołudnie spędziliśmy częściowo w szpitalu na wizycie u chirurga szczękowego, który oceniał szansy na uratowanie Krzysiowych zębów. Na razie czekamy na okazanie się, które z nich będa martwe, do leczenia kanałowego. Kawałek - ten ułamany leży w lodówce, między świątecznymi przysmakami, namoczony w soli fizjologicznej oczekując na dosztukowanie. Krzyś, dzielny, nawet nie zapłakał (bo ja, mamo, tak się przestraszyłem, że zapomniałem płakać) a po powrocie od lekarza szalał dalej na podwórku z dziećmi. Tylko my, starsi, przeżywamy, myśląc, co go jeszcze czekać może.
A co nas czeka w Boże Narodzenie?!
I tak to Krzyś przyćmił wszystkie niemal świąteczne wydarzenia: Triduum, poszukiwanie prezentów w ogrodzie na dziewięcioro dzieci, rodzinne spotkanie... Biedaczek.