piątek, 28 maja 2010

efekt mych nocnych obrażeń cielesnych :)))

Wykończylam go, zanim on zdążyl dokonać tego pierwszy :) Dla pytających się: palec, na razie o.k., igla na szczęscie poszla bokiem - wygięla się na nim - i w związku z tym nie chwycila dolnej nici. czyli nie zostalam przyszyta :) Chodzę z plastrem, boli malo. Rękawiczki niewiele by daly, bo przez nie też by się przebila. Dla poprawy humoru: jako że nie lubię pracować w rękawiczkach, jeszcze przed pikowaniem rozważalam, czy by nie okleić sobie palców plastrem, by lepiej przesuwać material :))) I tak problem sam się rowiązal :))))







czwartek, 27 maja 2010

1:0

dla Janomki. Wlasnie przesylam sobie palec srodkowy lewej ręki na wylot podczas nocnego pikowania. Trzmiel pijany jak widać calkiem, nie widzial, na co wpada... W każdym razie już chyba można powiedzieć, żem rasowa quilterka :) Palec mocno scisnęlam plastrem. I chyba wrócę do maszyny, bo dzieci spią a jutro będę znowu musiala czekać do późnego wieczora aż padną... Tylko muszę iglę zmienić, bo mi się na palcu mym polamala.
To już chyba uzależnienie...?????

środa, 26 maja 2010

pikujemy... :))))))

Stopkę posiadam od wczoraj, więc spać poszlam o godz. 0.30 - co nikogo dziwić nie powinno :) Zaczęlam moją kanapkę... Przepikowalam mniej niż polowę, mialo to być cos zwane, zdaje się, lotem ttrzmiela, ale - ponieważ poslugiwalam się tym pierwszy raz i to szyjąc z ręki, bez żadnych rysowanych wzorów etc, mój trzmiel najwidoczniej kapnąl sobie nieco czegos mocniejszego, bo latal przedziwnie... :)
A oto efekt nocnej pracy, zdjęcia na szybko, po pracy, w slońcu, które biel wyostrzylo na maxa , przepraszam za bóle oczu:







poniedziałek, 24 maja 2010

nuuuuda

Kolejny portfel dolączyl do grona uszytych. Podobne zestawienie juz bylo, ale nieco inne a poza tym już dawno :) Jesli przynudzam - wybaczcie. Ale jakos w temacie szycia u mnie ostatnio nie dzieje się zbyt wiele - życie przeslania szycie (tak w sumie być powinno, więc nie rwę CALKIEM wlosów z glowy). W każdym razie portfel udalo mi się uszyć, i cieszy mnie on.
Poza tym pokazalo się swiatelko, w zasadzie: latarnia w tunelu. W moim ulubionym sklepie dowiedzialam się, że moja ulubiona stopka na polską ziemię dotarla z Dalekiego Wschodu. Co więcej, już ruszyla w drogę niejako powrotną - z zachodu Polski na Daleki jej Wschód. I na dniach ma być u mnie!!







Pozdrawiam wszystkich dzielnie tu zaglądających, slońca i suchosci życząc moooocno...

poniedziałek, 17 maja 2010

Dycha na karku :)))

Dzięki, hmmm... uprzejmoci :) Gajowej zostalam wciągnięta w zabawę nakazującą zglębić czelusći mego komputera i odnaleźć zdjęcie 10. z kolei. Problematyczne mi się to wydawalo, ponieważ Stajnia Augiasza przy zawartosći dysku - a zwlaszcza częsci, w której się mieszczą zdjęcia - uchodzić może za wzór pedantycznosći i porządku. Zajrzalam więc z drżeniem serca... i jakież bylo moje zaskoczenie, gdy okazalo się, że mam pliki ulożone chornologicznie. Balagan mam za to w glowie, jak się okazalo, ponieważ przypomnialam sobie, że ów porządek w zdjęciach zrobilam sama, osobisćie. Niedawno. I na smierć o tym zapomnialam... Trochę jak z tym: leb, jak sklep, ino pólek brak...
Zdjęcie nr 10 zostalo zrobione w szczególnym dniu, mianowicie w dniu urodzin Krzysia naszego pierworodnego. Od tego bowiem wydarzenia zaczęlismy dokumentację faktograficzną gromadzić w postaci cyfrowej. Oto więc kilkugodzinny Krzys:



a do prezentacji zapraszam:
Dorsik
Hanię
agami

sobota, 15 maja 2010

O tym, jak nocną porą torba pierwsza powstawała...

Zostalam w końcu zmotywowana do zrealizowania jednego z wymarzonych zamierzeń. Torba nila mi się po nocach, nawet na jedną zamówienie mam od jakios czasu, ale... balam się jakos :) Aż w końcu w trybie pilnym otrzymalam prosbę o torbę plażową, która pojedzie... ach, do Afryki... Torbie plazowej ewentualne zepsucie malo groźne jest, więc się odważylam... I oto powstala - nocą, a jakże :) Niedoróbki, oczywiscie posiada, w idiotycznym miejscu przyszyta metka, o której na smierć zapomnialam, niezbornosć podszewki z materialem zewnętrznym itp. Ale za to: wszylam podszewkę W OGÓLe, oraz - dodalam do niej kieszonki (co prawda, jeszcze bez zamka, ale to next time będzie :)








piątek, 14 maja 2010

Imponderabilium matki dzieciom, czyli szewc jednak czasem buty nosi...

Kochane moje. Muszę przyznać się, że oglądalam Wasze blogi okiem zielonym (czytaj: zazdrosnym) nierzadko. Brzydkie to uczucie dopadalo mnie zwlaszcza, gdy patrzylam sobie na... aż glupio się przyznać: poduszeczki do igiel. Takie malutkie, dopieszczone, kolorowe, równiutkie... Powód prosty zazdroci mej: wiadomoć, że sama sobie na pewno takowego nie uszyję, bo jako trudno mi - w zasadzie niemożliwie - zabrać się do szycia praktycznych rzeczy DLA SIEBIE. No więc oglaszam, że udalo mi się obejć problem naokolo (bo ile Wam zazdrocić można :) - poduszka dla dzieci rozmiar 34 - takową skarpetkę porzuconą przez siostrę swą bliźniaczkę posiadal Krzys mój. I oto stalam się szczęsliwą posiadaczką takowego urządzenia. Jedyny mankament jej polega na tym, że wbijając w nią igly mam wrażenie użytkowania laleczki Voo -Doo. Ale cóż. Nie ma rzeczy bez wad :)


A oto rzut oka na fragment mojego miejsca na górce - szczęsliwie jedynego nadającego się do zdjęcia, bo resztę ogarnąl chaos dziki w związku z szyciem :)

czwartek, 13 maja 2010

nocne ż/szycie

Nocami szyję. Dzieci spać chadzają ostatnio jakos późno - tzn te starsze, mikrus pada do 19 :) - i jakos dzien się kurczliwy mooocno porobil. Do maszyny - uwaga- do MOJEGO POKOJU (którego posiadaczką jestem od tygodnia) udaję się przed 22 (dom oporządzić trzeba wszak po tajfunach trzech nawiedzających nas codziennie). I daję do pólnocy mniej więcej. I powolutku postępują te moje wyczyny. Tym bardziej, że ja jednej rzeczy naraz nie potrafię robić. Aktualnie powstają: patchwork, portfel, chusta zielona, wstępnie bardzo kwiatki zamówione oraz - od dzisiaj - bo pilne będzie - moja pierwsza torba. Jako że ostatnie dwie pozycje jeszcze w fazie ideii się znajdują a portfeli i chust już dużo tu wrzucilam, więc, by Was nie zanudzać starociami, będę Was zanudzać wooooolnymi postępami nowosci :). Otóż i mój patchwork (w zasadzie - mini patchwork, bo wyjdzie raczej kolderka dziecięca :) Robię z glowy (książek o patchworkach mam co najmniej kilka, ale ja wedlug gotowych wzorów robić nie mogę, bo się denerwuję moją niemożnoscią ich odtworzenia - albo krzywo albo tu nie tak zszyję albo inna przypadlosć się trafia)






Dodam jeszcze: stopka nadal do Polski leci, końca chmury jakos nie zapowiadają, więc szybko raczej do mnie nie przybędzie... Oby tylko samoloty z zachodu Europy lataly do nas to już wszystko dobrze będzie...
Z innej beczki: czy ja pisalam już Wam, że uwielbiam latem chodzić w japonkach? Już sobie jedną nową parę nabylam :)

wtorek, 11 maja 2010

aktualizacja danych

aktualnie mój wstęp do patchworku wygląda nastąpująco (stan po nocnym szyciu):



a oto kolejny zwierz, który zapragnąl się wylansować kosztem mojegi tworzenia :) Burger nie przepuci okazji, by poleżeć bodaj na kawaleczku jakiejkolwiek szmatki... a jak nie na niej calkiem to chociaż bliziutko, żeby potem niepostrzeżenie uwalić się na calosci...

poniedziałek, 10 maja 2010

Szyć próbuję i zakupy czynię...

Na początek: wzywam pomocy!!! BLogger jakie dziwne ustawienia mi wlączyl, zdjęć przy pisaniu nie widzę, skróty mi się wlączają przy używaniu niektórych liter... zgroza. I nie potrafię tego wylączyć :(
Na pociechę więc zebralam się w końcu i zasiadlam do realizacji marzenia mojego, dla którego wlaciwie kupilam maszynę (poza portfelami oraz innymi rzeczami, których szycie sprawia mi przyjemnoć :) Otóż: postanowilam powrócić do patchworków. Nabylam linijkę, nożyk i matę posiadam od dawna, pocięlam więc stare poszewki na wstępne kwarty:



jesli mnie opisy zakodowane nie mylą, tutaj się kończy jedno zdjęcie a zaczyna drugie, na którym którym dokladam planowane wypelnienie pomiędzy nimi



Oczekuję jeszcze na stopkę Janomową - ogromnie wielofunkcyjną - i pikuje i haftuje i ceruje, ale - ponieważ ma przylecieć z Chin czy Japonii - dolecieć nie może. I tak to chmura pylów znad Islandii wplynęla na wioskowe szycie...

Na drugą pociechę (wszak kobieta pocieszyć się jedną rzeczą nie potrafi) zajechalam dzisiaj na zakupy do jednego z sieciwych sklepów po chemię. Sklep ów, poza chemią, oferuje różnorakie inne sprzęty (Rossman to bowiem :) - i poza faktem, nabycia kaszek dla Jadwiszona o calą zlotówkę tańszych niż gdzie indziej, nabylam tasiemki (a muszę wyznać bijąc się w piersi, że ja bylam niekropkowa... dluuuugo opieralam się modzie. Ale poleglam. I to sromotnie i z kretesem. I z tasiemek cieszę się przeogromnie :)



A tutaj jeszcze (u stóp tasiemekmalo widoczna), ma jeszcze jedna zdobycz - ogrodowy obrus - również indycze jajo :) - już widzę dwie Królewny (bo nie wierzę, że Jadzia przy Anielce uchowa się bez rosemanii :) jak latem robią sobie piknik. A ponieważ liczę, że odwiedzi nas lipcem jeszcze jedna wielbicielka różu (wespól z dwoma swymi braćmi z Dalekiego Kraju. No i rodzicami) więc już widzę trzy male babole nad różowym obrusem w kropki, podczas gdy ich mamy kawkę sobie na pieńku sączą jajecznicą zagryzając :)

sobota, 8 maja 2010

jak to ożywić monotonię próbowałam :)

Portfel mial być, z materialu brązowego w kwiatki. Polączenie z żóltosciami już wypróbowane. Hmmm. Ale ile można szyć patrząc na to samo? :) Więc podjęlam próbę zmierzenia się z przelamywaniem kanonów. Wlasnoręcznie zresztą stworzonych. Pomarańcz, moim zdaniem, też pasuje, prawda? Rzeklabym, że nawet bardziej energetycznie wyszlo...



poniedziałek, 3 maja 2010

rozmaitości...

W sumie to nie mam nic nowego do pokazania :) Ale. Mąż mój udal się do miasta wojewódzkiego na lans w postaci próby. Mianowicie będzie pod koniec maja mialo miejsce wydarzenie Kulturalne (specjalnie użylam wielkiej litery) - przy okazji powtórnego pochówku Mikolaja Kopernika odbędzie się w niezbyt odleglym od nas Braniewie premiera oratorium Piotra Palki (skądinąd częsci czytających osób znanego). I Marcin otrzymal propozycję spiewania na owym koncercie (wespol z innymi znajomymi nam osobami oraz przyjezdnymi z Krakowa). Udal się więc, pozostawiając mnie w domu z dziećmi nieco rozwydrzonymi z powodu nocnej eskapady do przyjaciól naszych oraz ich wlasnych. Najbardziej rozwydrzona okazala się miss Jadzia, która, ku mojemu utrapieniu spędzila noc z nami w lóżku - a wyznam, że milosniczką spania z dziećmi w jednym lóżku to ja nie jestem. W każdym razie, gdy udalo mi się calą Trójcę spacyfikować, zatesknilam za blogiem mym i Wami :)
A ponieważ nic nie uszylam, to chociaż pochwalę się faktem uczynienia w końcu porządku w materialach moich, którym to pojęcie ladu obce bylo calkowicie. Przyczyna prozaiczna bardzo - brak mebla na ich trzymanie. Leżaly więc w 200 litrowym worze na betonie na naszej górce. Aż wpadlam na pomysl, przy okazji wykańczania nowego pokoju, że mogę nie wyrzucać otrzymanej szafy (wyskoi polysk, brrr) z drążkiem, ino ją odmalować i dorobić pólki. Najpierw, przez trzy dni pralam od nowa (bo mimo wora ciut przykurzone byly), prasowalam i ukladalam. Szafy jeszcze nie zrobilam, ale materialy ulożone leżą na kanapie w przeznaczonym na nie pokoju i oczekują na swoje miejsce na ziemi :) Oto próbki - nie wszystkie nadają się jeszcze do pokazania...



sobota, 1 maja 2010

niebiański portfel :)

Pierwszy raz szylam portfel pod kolor stroju. W dodatku stroju... zakonnego. Ponieważ habit znajomej siostry jest w blękitach a siostra poczucie humoru posiada, sięgnęlam do pierwotnego - niebiańskiego skojarzenia z kolorem niebieskim :) Otóż i portfel niebiański:






(chmurki tej samej proweniencji co te, na widoku okiennym - z dziecięcej zaslonki... :)