Pokazywanie postów oznaczonych etykietą literatura. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą literatura. Pokaż wszystkie posty

środa, 18 maja 2011

rozmaitości

Zakupów amazonowych część przedstawiam. Tylko z okładki, w necie można obejrzeć w necie :) Z obu książek jestem zadowolona bardzo, jedną nawet testuję - to to zielone na dole:

'>


a oto kawałek kamizelki - kawałek do sprucia, bo jednak nijak nie da się robić cieńszą wełną na cieńszych drutach tak, by rozmiar się zgadzał :)


zaczął się dzisiaj - i właśnie skończył portfel. Nie mam zdjęcia wykończonego, bo noc jest, ładny pokażę jutro - dzisiaj zajawka :)


a tak wyglądają portfelowe bebechy:




Dodam też, że podczas pisania tego wpisu blogger znowu mi się przelączyl na tryb, który nie uznaje częci polskich liter oraz nie pokazuje obrazów podczas pisania. Jak to cholerstwo wylączyć?!?!?!

poniedziałek, 2 maja 2011

Literacko - nadal północnie :)

Ulf Stark jest kolejnym naszym odkryciem - ksiażki kupiłam impusywnie, szukając pocieszajki dla odwiedzających dentystę dzieci (tak, niedługo przed wypadkiem zębowym Krzysia zaliczaliśmy grupowe leczenie dziur). Dla dwojga dzieci - dwie książki.


Anielkowa - o mamie - zmusza dorosłego czytelnika do refleksji. Generalnie chodzi o to, że pewnien chłopiec zaczyna się bawić w indianina. Dokonuje wstępnej metamorfozy malując się i przebierając.



Przestraszywszy po drodze babcię, udaje się do mamy, do kuchni. I uwalnia ją - jako indiankę - z niewoli białych twarzy (czyli odrywa ją od smażenia kotletów). Razem spędzają dzień - całkiem innaczej niż zwykle. A mama przechodzi metamorfozę. Od takiej:


do takiej:




To dla tej naszej tefleksji :)


Druga książka celuje w zdaniach typu: "Do wszechświata jest daleko - szczególnie jeśli ma się krótkie nogi". Tutaj mnie urzekły ilustracje - są nieco mroczne kolorystycznie, ale akcja się dzieje w nocy.






Jest jeszcze trzecia pozycja tego autora, w księgarniach internetowych można sobie o niej poczytać. Naprawdę, bardzo dobrze się je czyta. Niemal tak, jak Pettsona i Findusa :))))

piątek, 18 marca 2011

edukacyjnie

Mimo że Krzyś poszedł do szkoły, duch homeschoolerski w naszej rodzinie nie zanikł. Nadal mamy w domu obie dziewczynki, Anielka zapowiada, że do szkoły nie chce iść wbrew namowom brata (który zresztą sam zmienia zdanie co i rusz w kwestii przyszłego roku szkolnego). Ja zresztą twierdzę, że homeschooling to stan umysłu :)
W związku z tematem chciałam podzielić się moją radością nabywczą - zyskałam - po długim czasie - wymarzoną książkę, nadzieję dla osób, którym się wydaje, że pozostanie w domu z dziećmi to równia pochyła wiodąca do piekielnej nudy, degrengolady oraz ogólnego uśpienia umysłu. Amanda Blake Soule zachęca i wskazuje drogę do odnalezienia źródła samorealizacji w sobie poprzez podążanie za tymi, którzy są mistrzami kreatywności - za swoimi dziećmi.

Kreatywność umiejscawia w czterech płaszczyznach:
- twórczość własna (jak chociażby robienie na drutach, szycie, przędzenie :)
- twórczość dzieci - odkrycie i zgłębienie twórczego ducha swojego dziecka
- twórczość rodzinna - wspólna
- twórczość wspólnotowa - w społeczności lokalnej i globalnej
"Żyć kreatywnie nie oznacza, że koniecznie musisz spędzać czas z farbami, pisakami i maszyną do szycia. Być może nie interesuje to twojej twojej rodziny, co nie znaczy, że nie jesteś kreatywny. Żyć twórczo oznacza, że ty i twoja rodzina szukacie sposobu wyrażenia swojego twórczego ducha w różnych sytuacjach, w jakich się znajdujecie. [...] może dotyczyć wszystkich sfer naszego życia rodzinnego - od naszych zainteresowań [hobby], przez formy współegzystencji z naturą, formy stapiania się z naszą społecznością, sposoby celebrowania naszej wspólnej codzienności [...] Ta książka podsuwa szeroki wachlarz pomysłów na twórcze życie."

Wszystkie pomysły są przetestowane na rodzinie autorki, większość z nich jest bardzo prosta, nadaje jedynie pewien kierunek myślenia, który każe nam - dorosłym zatrzymać się i - wspólnie z szefem od kreatywności - własnym dzieckiem - zbudować z mchu domek dla wróżek, bądź nazwać kurę księżniczką Leą :)
Zaczęłam nieco inaczej patrzeć na moje dziergadła - okiem nieco bardziej seniorskim - jako wentyl, którym bezwiednie posługiwały się nasze babcie i prababcie w celu znalezienia ujścia swojej własnej potrzebie tworzenia (bezwiednie, bo to była kiedyś konieczność) - jakby nie było - jednej z drugorzędnych (jeśli dobrze pamiętam z daaaawnych wykładów psychologii) potrzeb człowieka.
Podobają mi się pomysły na usystematyzowanie dziecięcych zbiorów, których wszak nie da się uniknąć - tematyczne wystawy związane z porami roku, które KOŃCZĄ się wraz z nadejśniem kolejnej (rozwiązanie problemu złogów pozbierackich)

Pomysły na rękodzielnicze prezenty - ach, te widniejące poniżej baaardzo mi się podobają :)




Ogólnie podoba mi się tutaj jeszcze cały szereg rzeczy :) Szkoda, że nie ma polskiego wydania - to jest jedyny mankament. Radzę sobie powolutku bardzo, aczkolwiek plusem jest mobilizacja do powtórnego zaprzyjaźnienia się z językiem Albionu :)

A na zakończenie - informacja dla tych, którzy będą jutro w okolocach Olsztyna - w Jonkowie odbędzie się inscenizacja bitwy napoleońskiej - warto zajrzeć :)