Idziemy z młodszymi dziewczynkami do sklepu. Wiejskiego sklepu, ale zawsze to coś więcej niż przydomowe chaszcze. Ulegam Jadzi domagającej się wymalowania na buzi kotka. Tu i teraz. Maluję niebieski trójkąt na czubku nosa (mamy tylko dwie kredki) oraz po trzy dyskretne wąsy po każdej stronie. Gdy ja przewijam i ubieram do wyjścia Tynię Jadzia znika z kredką. Wraca z wymalowanymi na twarzy grubymi, niebieskimi, koncentrycznymi kregami. Jakby właśnie czekała ją uroczystość w Stonehenge.
Mało tego. Kocie wąsy nie wystarczyły, pod nosem niebieszczy się mały hitlerowski zarost.
Ale i to nie koniec. Kocia mania nabiera rozpędu. Kilka dni później, być może chcąc utrwalić zdobyczny makijaż wykonuje go, w nieco innej formie, flamastrem. Pięknej, granatowej barwy...

miau!
OdpowiedzUsuń;D dlatego też zarekwirowałam moim dzieciom flamastry :D a i moja córka nalega bym malowała jej koci nos i wąsy... trzymam kciuki by nie próbowała własnych sił...
OdpowiedzUsuńha. rekwirowanie flamastrów odbywa się u nas 5 razy w tygodniu. Ze skutkiem krótkotrwałym - zawsze je gdzieś dzieci wynajdą. Za Twoją córkę mogę również potrzymac kciuki wraz z Tobą :)
Usuńhe he :D
OdpowiedzUsuńnooo, dzisiaj to ja też już mogę się z tego śmiać... :)))
UsuńŚliczny ten kiciuś:)
OdpowiedzUsuńa jaki permanentny :)
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuń