poniedziałek, 19 kwietnia 2010

żeby nie było

Chyba przestaję darzyć bloggera uczuciami z gatunku tych pozytywnych. Jakies dziwactwa mnie się tu wkradają, skróty uniemożliwiające używanie niektórych polskich liter, zdjęcia wklejają się jako kody... o co chodzi...?!
A chcialam wrzucić nową chustę - tę najcieńszą - przez tę zwiewnoć zresztą robilo mi się ją najdlużej ze wszystkich dotychczasowych :) Dla kontrastu dodalam ujęcie z dwiema, skończonymi równoczenie chustami z Himalayi, która wydawala mi się dotąd najdelikatniejszą z wlóczek... nic bardziej mylnego, jak się okazalo. :




Cóż poza tym;
Dzisiaj udalo mi się wkopać trzydziestą sadzonkę lawendy (przypominam, że mam ich w sumie 60 :) - walka z trawnikiem, agrowlókniną, ziemią, lopatą i samą lawendą (to ostatnie to jak deser po szarpaniu się z darnią) jest doskonalym lekarstwem na rozmaite przypadlosci duchowe :) - na nic już potem nie ma sily ino na ciągnięcie za sobą po ziemi rąk, które nagle się taaaakie dlugasne zrobily... Rosnie więc moje poletko, rozmaitymi tęsknotami okraszone... Ale już niedlugo zacznie kwitnąć, motyli tysiące ją obsiądą... jeszcze tylko kilka tygodni...

3 komentarze:

  1. te kolory! powalają! piękne po prostu i takie soczyste, pełnia życia:)

    OdpowiedzUsuń
  2. przepiękna i zwiewna. jestem wierną fanką twoich cudownych chust. i szczęśliwą posiadaczką jednej z nich :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Hi, hi cudownie ujęłaś zmagania z karczowaniem trawnika, użyźnianiem ziemi, włókniną! Sadzenie lawendy to już wisienka na torcie :D

    I jak to wszystko dobrze robi na spadki nastroju :D

    Sympatycznie tu u Ciebie - zostaję jeśli mnie przyjmiesz :)

    OdpowiedzUsuń