Mimo że Krzyś poszedł do szkoły, duch homeschoolerski w naszej rodzinie nie zanikł. Nadal mamy w domu obie dziewczynki, Anielka zapowiada, że do szkoły nie chce iść wbrew namowom brata (który zresztą sam zmienia zdanie co i rusz w kwestii przyszłego roku szkolnego). Ja zresztą twierdzę, że homeschooling to stan umysłu :)
W związku z tematem chciałam podzielić się moją radością nabywczą - zyskałam - po długim czasie - wymarzoną książkę, nadzieję dla osób, którym się wydaje, że pozostanie w domu z dziećmi to równia pochyła wiodąca do piekielnej nudy, degrengolady oraz ogólnego uśpienia umysłu. Amanda Blake Soule zachęca i wskazuje drogę do odnalezienia źródła samorealizacji w sobie poprzez podążanie za tymi, którzy są mistrzami kreatywności - za swoimi dziećmi.
Kreatywność umiejscawia w czterech płaszczyznach:
- twórczość własna (jak chociażby robienie na drutach, szycie, przędzenie :)
- twórczość dzieci - odkrycie i zgłębienie twórczego ducha swojego dziecka
- twórczość rodzinna - wspólna
- twórczość wspólnotowa - w społeczności lokalnej i globalnej
"Żyć kreatywnie nie oznacza, że koniecznie musisz spędzać czas z farbami, pisakami i maszyną do szycia. Być może nie interesuje to twojej twojej rodziny, co nie znaczy, że nie jesteś kreatywny. Żyć twórczo oznacza, że ty i twoja rodzina szukacie sposobu wyrażenia swojego twórczego ducha w różnych sytuacjach, w jakich się znajdujecie. [...] może dotyczyć wszystkich sfer naszego życia rodzinnego - od naszych zainteresowań [hobby], przez formy współegzystencji z naturą, formy stapiania się z naszą społecznością, sposoby celebrowania naszej wspólnej codzienności [...] Ta książka podsuwa szeroki wachlarz pomysłów na twórcze życie."
Wszystkie pomysły są przetestowane na rodzinie autorki, większość z nich jest bardzo prosta, nadaje jedynie pewien kierunek myślenia, który każe nam - dorosłym zatrzymać się i - wspólnie z szefem od kreatywności - własnym dzieckiem - zbudować z mchu domek dla wróżek, bądź nazwać kurę księżniczką Leą :)
Zaczęłam nieco inaczej patrzeć na moje dziergadła - okiem nieco bardziej seniorskim - jako wentyl, którym bezwiednie posługiwały się nasze babcie i prababcie w celu znalezienia ujścia swojej własnej potrzebie tworzenia (bezwiednie, bo to była kiedyś konieczność) - jakby nie było - jednej z drugorzędnych (jeśli dobrze pamiętam z daaaawnych wykładów psychologii) potrzeb człowieka.
Podobają mi się pomysły na usystematyzowanie dziecięcych zbiorów, których wszak nie da się uniknąć - tematyczne wystawy związane z porami roku, które KOŃCZĄ się wraz z nadejśniem kolejnej (rozwiązanie problemu złogów pozbierackich)
Ogólnie podoba mi się tutaj jeszcze cały szereg rzeczy :) Szkoda, że nie ma polskiego wydania - to jest jedyny mankament. Radzę sobie powolutku bardzo, aczkolwiek plusem jest mobilizacja do powtórnego zaprzyjaźnienia się z językiem Albionu :)
A na zakończenie - informacja dla tych, którzy będą jutro w okolocach Olsztyna - w Jonkowie odbędzie się inscenizacja bitwy napoleońskiej - warto zajrzeć :)
problem w tym,że mi już się nie chce budować domków dla lalek, bo chcę robić na drutach!!! ;)
OdpowiedzUsuńha! mnie też się nie chce, ale druty są na tyle mobilne, że mogę robić i jedno i drugie jednocześnie! :)
OdpowiedzUsuń