Ale: otóż i ona:

.jpg)
.jpg)
.jpg)
.jpg)
.jpg)


.jpg)
.jpg)
mój pierwszy ogólny zarys:
Z beczki całkiem innej: poczta nie zawiodła - dostarczyła zamówione przeze mnie samą prezenty od rodziny (tak mi dobrze :) - jestem szczęśliwą posiadaczką linijki do patchworków (chyba to właściwa nazwa?) wraz z uchwytem oraz stopki do marszczenia tkanin. Brakuje, niestety rzeczy, na której mi najbardziej zależało - agami wie, o co chodzi :) Zamówiłam, za jej namową zresztą, stopkę do pikowania i haftowania. Zamówiłam całość, wyczekiwałam jak dzieciuch po czym zadzwonił pan ze sklepu i poinformował mnie, że zamówiona przeze mnie stopka jest jednak niedostępna. Dostępna będzie pod koniec kwietnia. Przysłał mi więc pierwszą część zamówienia, ta najbardziej wyczekana dojedzie potem..jpg)
niżej, już wysadzone do doniczek pomidory (mankamentem jajkowych pojemników jest ich mała pojemność, ale po szybkim wykiełkowaniu można przesadzić roślinę do doniczek):
w tym roku nie sadzę ani nie sieję dużych pomidorów, do których jednak potrzeba namiotów (a aż tak zdesperowana nie jestem) poprzestaję na koktajlowych czerwonych i żółtych (te ostatnie to moje ulubione)
Pierwsze dwa krzaczki (z 60!!!) trafiły już na nowe miejsce, ale praca to katorżnicza - muszę usuwać darń, wkopywać płotek i podkładać geowłókninę, by potem nie zamieszkać obok krzaczków w charakterze zawodowego opielacza :) Może do końca maja się wyrobię... Prace ogrodowe ( i wszelkie inne w zasadzie) idą tempem ślimaczym, gdyż Jagodyś, po moim powrocie z pracy zawisa na mnie w charakterze huby drzewnej i nie chce zejść. Na plecach jeszcze jej wiązać nie za bardzo mogę, bo nie siedzi zbyt pewnie, a uwiązana z przodu skutecznie uniemożliwia wszelkie zajęcia manualne :)
Jako że Jagodynka jada zupy produkcji mojej własnej, jabłka mamy dobre z rynku, banany również, słoiczków niemowlęcych u nas raczej brakuje. Nabywamy je okazjonalnie, żeby urozmaicić dietę owocową - warzywa wszystkie mamy mrożone z własnego ogrodu (całą wielką zamrażarę w spiżarni pełną dyni, marchewek, pietruszek, szpinaku, bobu - to już akurat dla nas - starszych, wielkich bobowych amatorów - oraz innych akcesoriów warzywnych) Kilka słoiczków się znalazło, ponieważ zawierało w sobie nieco egzotyki - jagody (nasze pożarliśmy natychmiast po zebraniu i nie było mowy o mrożeniu czegokolwiek), winogrona i coś tam jeszcze.
W każdym razie zebrało mi się na pracę twórczą inaczej: zebrałam wszystkie dwa słoiczki, których nie zdążyłam wyrzucić (do sortownika, oczywiście :) i okleiłam je za pomocą kleju Magic oraz kawałków materiałów. Oraz tasiemek, bym zapomniała. Służą obecnie jako pojemniki na guziki. Do tego jeden słoik po Nutelli (mmmm, uwielbiam, niestety). Przy okazji empirycznie udowodniłam, że wspomniany klej jest niezastąpiony: klei zarówno metal jak i plastik, o materiałach nie zapominając :) Szklane oczka też klei :)
A po cóż mnie te słoiczki, zapytacie; przecież i tak cały mój bałagan rękodzielniczy tłoczy się w kartonowych pudłach, gdzie akurat ozdobność opakowań potrzebna jest jak dziura w moście? Otóż ostatnimi czasy pojawiła się szansa na mój Własny Kąt - mamy niemal wykończony pierwszy pokój na górze - w zasadzie pokój gościnny, ale w nim staną moje rzeczy - duuuuuzży jest. Podłoga położona, okna wymyte w 50 % (jedno tak, drugie nie :), drzwi czekają na bielenie i zamocowanie, wersalka na przeniesienie z domu mego brata, szafa na materiały (typu "wysoki połysk") na zmatowienie, pomalowanie na coś białawego i zamontowanie półek zamiast drążka. Więcej mebli na razie nie posiadamy :) Pokój dzisiaj uwieczniłam, jak znajdę czas na użeranie się z komputerem, który nie lubi pobierać zdjęć z aparatu to wrzucę tutaj, muszę się nacieszyć nim w towarzystwie, przecież :).jpg)