czwartek, 10 stycznia 2013

O prostocie

Nasz dom od kilku dni jest upstrzony kupkami: książek, papierów, karteczek, dokumentów i innych papierowych szpargałów. Utrudniają one nieco funkcjonowanie wymagając lawirowania między nimi, przeglądania, przekładania na inne kupki: do antykwariatu, do oddania, do spalenia, do sortownika... A to dopiero pierwszy etap założonych przedsięwzięć; pozbycia się niepotrzebnych rzeczy. Z radością trafiłam w sieci na blog, (klik) który trafił dokładnie w moje - niezdefiniowane dotychczas - potrzeby. Takie drzemiące gdzieś w środku i odzywające się na dźwięk słowa: "prostota". Strasznie je zawsze lubiłam, kojarzyło mi się - nie wiem, dlaczego (a może wiem?) z wolnością.
W domu, który zamieszkuje tyle osób ilość rzeczy jest przeogromna. Tym bardziej, ze funkcjonowaliśmy wśród tych rzeczy na zasadzie "wszystko się może przydać". Drugi tłuczek do ziemniaków (chociaż i ten pierwszy jest używany od wielkiego dzwonu, ma trwałość mamuta i kosztuje kilka złotych) Zbiór czasopism z historii sztuki zajmujący na półce 2 metry długości (podobny zbiór czasopism mężowych) Pudełko dyskietek, chociaż nasz komputer nie ma stacji dysków. Prześwietlenia obejmujące ostatnie 10 lat. I tak dalej.
Wydawało mi się, że nie jestem typem zbieracza, co jakiś czas przeglądałam półki usuwając z nich rzeczy zbędne. ALe chyba nie do końca :) Zawsze czegoś mi było szkoda wyrzucić (chociaż uwielbiam wyrzucać) i tak znalazłam się w pewnym momencie w sytuacji, w której sprzątnięcie rzeczy daje efekt chwilowy a energia, jaką wkładam w utrzymanie w nich ładu jest spożytkowana kosztem tej, którą mogłabym poświęcić moim najbliższym.
Po co nam tyle rzeczy?
Przeraziła mnie Anielka, która zapytana, co chce pod choinkę powiedziała, że nie wie, co napisać w liście do Mikołaja, bo ona już wszystko ma. Wszystko. A gdzie dziecięce marzenia? Gdzie radość oczekiwania? Gdzie DŁUGOTRWAŁA radość z otrzymanego daru? A dodam, że nie obdarowujemy dzieci wielką ilością prezentów. Wzrasta ilość pierduł, ot takich za kilka złote kupowanych w ilościach hurtowych jako szybki podarunek. Pierduł, które nasycają chwilowo krótką radością, ale które sprawiają, że nowa zabawka nie jest tą wyjątkową, tylko staje się jedną z wielu. Radość zostaje po prostu rozmyta. W dodatku gdy nowa lalka zajmuje miejsce dwunaste w szeregu identycznych barbie... (dodam: nie znoszę Barbie :) )
Więc zaczęliśmy od przeglądu pokoju, w którym stoją książki, dokumenty etc. Z książkami mi zawsze było najtrudniej się rozstawać. Ale postanowiłam, że kurze będę wycierać tylko z tych, do których wracam ja sama, które chciałabym by przeczytały moje dzieci (ew. mąż :) i które mogą być pożyteczne. Bądź są bardzo pamiątkowe. Pojawiły się puste półki...
... a ja z coraz większą radością odpowiadam sobie przecząco na pytanie: czy będę bez nich mniej szczęśliwa?
Proszę mnie tylko nie pytać, czy dotrę do skrzyni z wełną. Albo do szafy z materiałami :))) Ale zasada jest taka: nie rozstajemy się z tym, na czym nam NAPRAWDĘ zależy. A włóczki mam zamiar przerobić. A z materiałów już powstaje kolejny patchwork - tym razem na prezent.

By zmienić temat na lżejszy pokażę co zrobiłam w czasie postświątecznym. Otóż powstały bransoletki kolejne:

Powstała też kolejna chusta z falbaną - tym razem z baby alpaca silk dropsa. Poszły ponad trzy motki na drutach 3,5

Tym wysypem mądrości kończę mój przydługi wpis, spać mi się chce upiornie, więc jakieś niedorzeczności mogłam popełnić w tekście. Ale ogólna myśl jest dokładnie taka, jak ją przedstawiłam. Przede mną czeluście szafek kuchennych, cała nasza garderoba, składziki, oraz inne drobiazgi poutykane pracowicie w różnych miejscach. Życzcie mi powodzenia bo cały ten galimatias przeglądam latając między nowo pojawiającymi się kupkami (kupkami przedmiotów, zaznaczam), kupkami Faustyny (oraz innymi przejawami jej aktywności) oraz resztą dzieci, gdy Marcin jest w pracy. :) Dobrej nocy...

26 komentarzy:

  1. No... życzę powodzenia:szczerze prosto z serca...
    Ja ostatnio postanowiłam przesunąć szafę z książkami o zaledwie 30cm tak aby w kąt za nią zmieścił się kwiatek w związku z tym musiałam zdjąć wszystkie książki i zajęło mi to hmm ponad godzinę a czymże jest jedna szafa przy ogromie przekopywania całego domu? ja to Cię podziwiam...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przemyślenia nad kwestią ewentualnej przeprowadzki (całkiem teoretyczne) i zabawa wyobrażeniowa, jak to by było się pakować okazała się być nieomal traumatyczna :) Opróżnienie jednej szafy z książkami z 1/4 jej zawartości spowodowało nieopisany chaos w całym pokoju. (a czekały jeszcze dwie :)) Więc wyobrażam sobie, co się działo gdy opróżniłaś jedną i to całą. Tylko ja od razu każdą książkę oglądałam z podejściem: czy nam ona potrzebna? Teraz? Później? I od razu jakoś okazywało się, że nie. Nawet moje branżowe z historii i historii sztuki, pracowicie zbierane przez wiele lat w części okazały się tymi, do których nigdy nie zajrzałam...

      Usuń
  2. podobna myśl krąży mi po głowie od jakiegoś czasu (już to sobie tłumaczyłam syndromem wicia gniazda) - dziś z T. ogarnęliśmy kuchnię - nie wyrzuciliśmy wielu rzeczy, ale różnica zauważalna gołym okiem - nawet udało się znaleźć miejsce w szafce i kieliszki nie stoją na regale czekając aż ktoś je niechcący strąci :) W całej kuchni zauważalny efekt pustki zapanował!
    Do książek mam podejście zbyt sentymentalne - wszystkie mi się przydadzą, wszystkie będę jeszcze czytać ;)

    Trzymam kciuki za dalsze czystki :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. syndrom wicia gniazda do dobry czynnik wyjściowy :) Moje spostrzeżenie: im mam więcej dzieci tym więcej w domu chaosu (normalne zjawisko) i tym większa moja potrzeba ograniczenia dostępu do mnie dodatkowych bodźców. Także tych wzrokowych (w tym przedmiotów w zasięgu wzroku :)

      Usuń
  3. Podziwiam i Ciebie Aniu, i przedsięwzięcie. Z serca życzę powodzenia. Pomyślałam/zobowiązałam się, że jeżeli Tobie się uda to ja także muszę. Szczególnie że lubię umiar a mam bezmiar "niepotrzebności".
    Krystyna

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. oda się - musi się udać, więc możesz zacząć już teraz :)

      Usuń
  4. Masz rację... Jestem jedną z tych beznadziejnych chomików. Ilość dokumentów, papierów poraża mnie. Ostatnio szukałam jednego i oczywiście nie znalazłam. Pójdę za Twoim przykładem i sama też wezmę się za sprzątanie mojego prywatnego bałaganu. Natchnęłaś mnie. Dziękuję Ci za to :-)
    Chusta jest cudna :-) Te falbanki to jest to, co lubię najbardziej :-)
    Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. szczerze życzę powodzenia. A falbanki też jakoś ostatnio lubię, aczkolwiek one takie jakby mniej minimalistyczne :))))

      Usuń
  5. Bardzo mi się podoba idea takiego minimalistycznego życia. Ale z książkami nie umiem się kompletnie rozstać, nawet samouczek do węgierskiego kupiony dla żartu zamierzam trzymać do końca życia :D. Całe szczęście jest cała masa innego rodzaju "dóbr", które można segregować.
    Bardzo ładna chusta :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Co do książek długo też tak myślałam. Do czasu aż spojrzałam krytycznie na kurz, jaki się na nich zbiera :) Minimalizm u mnie, jak na razie, występuje w wersji light - mam świadomość, że ogałacam półki połowicznie, zakładam jednak, że apetyt wzrośnie mi w miarę wyrzucania :)

      Usuń
  6. Odpowiedzi
    1. Dziękuję - to, że tu trafiłeś i napisałeś to miła niespodzianka :)

      Usuń
  7. Jesteś PRZEDZIELNA!
    Pozdrawiam zimowo :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. :))) rzuciłam nieuważnie okiem - w biegu - na Twój komentarz - przeczytało mi się coś innego - bynajmniej nie grzecznego :)))) Również pozdrawiam. :)

      Usuń
  8. i u mnie przydałoby się przeprowadzić taką czystkę, szczególnie w pokoju dzieciaków
    super chusta
    też zrobiłam tęczową bransoletkę dla córci, tylko jeszcze zdjęcia brak

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. u dzieci to ja robię czystki dość częśto. Ale też nie tak gruntowne, jak te przeprowadzane obecnie. Te pokoje to są istne kopalnie.

      Usuń
  9. Oj, Aniu - Ty jak coś napiszesz, to aż czytać się chce - mądrze i ciekawie. Bloga wskazanego przez Ciebie przejrzałam, troszkę poczytałam (ile mogłam przy mojej Jagusi) - bardzo ciekawe przemyślenia tam są! Co do porządków i wyrzucania niepotrzebnych rzeczy - niestety, trzeba wyrzucać i to rozumiem, ale w praktyce to wprowadzić - już trudniej :) No na przykład zabawki: gromadzą się w domach, gdzie są dzieci i wierzę Ci, że nie kupujesz ich wiele. Ja już przy pierwszym dziecku dokonałam obliczeń i wyszło mi tak: Mikołaj, Boże Narodzenie, Dzień Dziecka, urodziny - to już cztery okazje, żeby dziecku wręczyć zabawkę (czy inny prezent). Niech przyjdzie 4 osoby i każda da po zabawce = 4x4= 16 zabawek! A do tego - goście, którzy nas odwiedzają i przy okazji dają coś dziecku - niech będzie 5 razy do roku po jednym gościu = 5 zabawek. 16+5= 21 zabawek wręczonych nie przez nas (bo nas nie liczyłam). I już jest tego sporo... Potem - chcemy wyrzucić te zabawki, które się popsuły. Dziecko płacze, bo je kocha! No i masz! Kocha autko bez kółek, kocha żółwia Ninja (jak go można kochać???) kocha potwora bez ręki... I już rośnie sterta rzeczy... Ja osobiście mam problem z artykułami - potrzebuję ich do pracy. Co rusz znajduję coś ciekawego w Internecie, zapisuję stronę, artykuł drukuję, bo przecież i mądry, i może się przydać. I tak rosną kupki, nad którymi nie panuję. Raz w przypływie rozsądku wyrzuciłam sporo tego, a dwa miesiące później pisałam rozdział do książki i te artykuły były mi bardzo potrzebne, no ale - nie było ich już. Samo zapisywanie linków nic nie daje, bo z czasem robią się nieaktywne... Nie wspomnę o stertach prac studentów, które też tworzą kupki... Nie ma dla mnie ratunku...!
    A co do książek - moje się mniej kurzą, mam regał ze szklanymi drzwiami - pomaga :) Ale regału już nie starcza, a książek stale przybywa...
    Napisz, proszę, jak opanowałaś sytuację i jak postępy w wyrzucaniu i porządkowaniu. Morze coś mnie natchnie i skorzystam :)
    Pozdrawiam cieplutko!
    Asia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przeliczeniami mnie zabiłaś :) Aczkolwiek przeczuwałam, że to tak wygląda (ale nie licząc łudziłam się, że tak źle to nie jest :) ) Próbuję powoli rozmawiać z rodziną, ale dziadkowie z obu stron uwielbiają tego typu prezenty, nie chcę im sprawiać przykrości, z drugiej strony wolę jednak bubel niż kolejne czekolady. Bubel się po jakimś czasie (jak się rozpadnie, co zazwyczaj ma miejsce już następnego dnia), czekolada zostanie pożarta natychmiast :)
      Papierologię znam, sama tak mam. Staram się ją okiełznać segregatorem. A co jakiś czas po prostu remanent. To jest nieuniknione w każdym przypadku, nawet najmniejszym stanie posiadania. Książek pozbyłam się mnóstwo, ale tak bardzo się to nie rzuca w oczy.
      Na razie nieco straciłam impet, dzisiaj zrobiłam przegląd płyt - okazało się, że nie każda bajka się przyda, nie każdy film (jak zwykle większość było po prostu dziwnie wyrzucić wcześniej. Już mi nie dziwnie - wywalam. Zostawiam tylko te, które mogą się przydać bądź są ulubionymi.
      Ale ciągle jeszcze tych gratów tyle... o matko...
      :))))))))))))))

      Usuń
  10. W trakcie wakacyjnego remontu przeszłam to samo - choć przecież mam znacznie mniejszą powierzchnię mieszkalną niż Ty, zbędne rzeczy wyrzucałam kartonami i ... nie chcę Cię martwić, ale po pół roku znów widzę kolejne obszary do "oczyszczenia" w domu. Skąd to się bierze? Trzymam kciuki za porządki i już jestem ciekawa nowego, bardziej "pustego" wizerunku Waszej chatki :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No, boję się efektu jo-jo. Dlatego zaczynam od ruchów radykalnych w połowie. Jak się uda - będę przeglądy kontynuowała tam, gdzie to już zrobiłam - gruntowniej. Muszę się z tym oswoić, oswoić rodzinę. Na razie idzie - powoli, ale do przodu. W sumie na wywalanie też mam czas, nie? :)

      Usuń
  11. Ostatnio mam dokładnie takie same przemyślenia w związku z poszukiwaniem prezentu urodzinowego na 12 urodziny syna, które wypadają niecały miesiąc po świętach. Od jakiegoś czasu pilnuję, żeby nie kupować takich tanich drobiazgów, buntuję się przeciwko powszechnemu rozdawnictwu gadżetów, które dzieci chętnie biorą i potem nie wiedzą co z nimi zrobić: breloczków, latarek itp.
    Szkoda wyrzucić, głupio komuś oddać taką rzecz od czapy, a plącze się i potem przekładasz z kąta w kąt.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. no właśnie - zawsze było mi szkoda wyrzucić (i to nie piszę o plastikowych bublach tylko). Ale już mi przeszło :) I o tę zmianę myślenia chyba chodzi, nie?

      Usuń
  12. Aniu chyba na poczatek roku mamy podobne przemyslenia. no ja jeszcze odkad wrocilam to juz zaczelam walke z rupieciami domowymi- mialam kilka toreb z jakimis rzeczami tak odlozonymi do przejrzenia. i nagle sobie zdalam sprawe,ze a- nigdy nie bede miala czasu ich przejrzec b-skoro 2 czy 3lata leza i nie zajrzalam to nic co w nich jest nie bedzie potrzebne. i wywalam jak leci. od powrotu wiekszosc pomieszczen w ten lwasnie sposob posprzatalam - ile mozna miec starych butow do chodzenia po dworzu? ile mozna miec "roboczych ubran", zepsuta zabawka? out, zepsuta plyta - out nie wierzylam ile koszy na smieci musialam zapchac ale warto bylo. duzo latwiej sie sprzata. a niestety ostatnio zaczelam miec takie przemyslenia co do zabawek dzieciecych.a jeszcze moi chlopcy potrafia wyjac ze swojego regalu w ciagu godzinnej zabawy doslownie wszystko WSZYSTKO. nie zartuje. a potem zaczyna sei zwiedzanie pokoju na haslo sprzatamy. oczywiscie zawsze pieknie posprzataja z moja mala pomoca jako rozdzielacza zadan czy osoby pomagajacej albo straszacej. ale nagle zdalam sobie sprawe,ze wlasnie jak piszecie dziewczyny- kazda wizyta moich tesciow to byla zabawka, urodziny, swiatki piatki i przy dwojce a co dop przy trojce robi sie sterta (dla rozbawienia tekst mojej kochanej tesciowki"oni maja stanowczo za duzo zabawek" hi hi a sama co 2,3 tyg przywozila kolejny zestaw lego, samochod czy inna wcale nie mala zabawke:)) i mocno sie waham co zrobic bo nie mam sil na takie porzadki jakie mi chlopcy zapodaja :( mam wielki zamiar na zasadzie- zostawiamy kilka aut, troche klockow itd. a reszte do piwnicy. jak wymiana za kilka tyg nic nie da czy nie bedzie zainteresowania to out oddajemy. a juz zapowiedzialam,ze kolejne urodziny itd to zbieramy na np drewniany pl zabaw na dwor niz kolejne pierdoly. pytanie czy np wlasnie moja tesciowka sie z tego nie wyrwie bo tak szkoda dziecku nie dac zabawki :P :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. btw ja naprawde mam fajna tesciowa :) i nie zartuje. a ze miala hopla z tymi zabawkami i wreszcie zaczyna widziec problem to najwazniejsze :)

      gorzej,ze jeszcze pozostaje cala chmara innych pomagaczy w temacie :P

      Usuń
    2. Na któreś urodziny Krzysia machnęłam ręką na konwenanse, goście byli uprzedzeni, w pokoju stał kartonik w dziurą, do której wrzucano pieniądze na, bodajże, rower. W każdym razie na JEDEN bardziej kosztowny prezent.

      Usuń
  13. a jak będzie efekt yoyo to pisz, będziemy się wszyscy wspierać!

    OdpowiedzUsuń