poniedziałek, 3 października 2011

weekend z wirusem

Weekend przebiegł inaczej niż to sobie zaplanowaliśmy. Miały być grzyby, prace ogrodowe, intensywne spędzanie czasu. W zamian mieliśmy rotawirusa, który skutecznie uwiązał nas do domu. Bo niby przebiegał mało dramatycznie, to jednak nie pozwolił nam za daleko oddalać się od kanalizacji :)
Dzisiaj Anielka, jako jedyna nadawała się do pójścia do szkoły, Krzyś jeszcze osłabiony został w domu, Jadzia jest taka nieokreślona, marznie i narzeka na ból brzucha, Marcin udał się do pracy a ja zostałam w domu. Jechanie ze wstępnymi objawami na szpitalne oddziały to jak wożenie drzew do lasu...
Weekendowo rozpoczęłam więc odzież z zamówionej malabrigo. Projekt jest jeszcze wielce tajemniczy, bo nie wiem, czy do końca mi wyjdzie to, co planuję. Ma być chusta z kapturem, wzór taki a raczej jego dowolna interpretacja, bo inne mają być proporcje między poszczególnymi ściegami. Na razie utknęłam, bo nie mogę znaleźć czasu na przetłumaczenie, jak to jest z tym środkiem. Ale teraz może mi się uda... dzięki wirusowi...?



Dynie obrodziły pięknie, bardzo lubię ich widok wśród roślinności. Tym bardziej, że rozrastają się niemiłosiernie - jedna z nich niemal zadusiła rododendron. CZeka nas pyszna zupa zimą...



buty Jadzi po zabawie w ogrodzie wyglądają tak: :)

13 komentarzy:

  1. Zdjęcie dyni z liścmi zapiera mi dech! Jest niezwykłe!

    Wirus niech idzie od Was precz, ale jak patrzę na buciki Jadzi,to z Nią nie ma on szans :))))

    OdpowiedzUsuń
  2. Bossssssskie te kolory dzianinki!!!

    OdpowiedzUsuń
  3. Życzę szybkiego pozbycia się wirusa i czasu na przetłumaczenie chusty.
    Pozdrawiam cieplutko

    OdpowiedzUsuń
  4. Czekam na finał!!!!Boskie kolory!!!A jaka dynia!

    OdpowiedzUsuń
  5. Dyni zazdroszczę, wirusa natomiast wcale:) Kolorki zaachwycające!!! Czekam na całość projektu:) Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  6. Dyni zazdroszczę, wirusa natomiast wcale:) Kolorki zaachwycające!!! Czekam na całość projektu:) Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  7. dziękuję, Kochane, dynie cieszą mnie ogromnie, aczkolwiek entuzjazm mi opada jak pomyślę o cięciu ich na kostki. Dzisiaj choróbsko dopadło nas - rodziców znaczy, tyle, że tak grypowo - stawy, mięśnie bolesne, gorączka. Ani śladu rotawirusa. A obie dziewczynki narzekały na brzuchy. Hmmm...

    OdpowiedzUsuń
  8. Malabrigo jest wspaniała i znów przez ciebie wydam kasę na kłębki. Źle!

    OdpowiedzUsuń
  9. Współczuję choróbsk i życzę zdrowia - u nas na początku ubiegłego miesiąca było podobnie - Daniel lat 10 miał typowe objawy rota, ja mniej typowe, ale podobne, a mój mąż - takie właśnie grypowe.
    Dynia piękna, u nas bardzo małe w tym roku, ale pyszne, odmiana Hokkaido - polecam - mają miękką skórkę i są dość proste w obsłudze dzięki temu. A u nas dziś pieczona dyńka z ziołami, ziemniaczkami i buraczkami.

    OdpowiedzUsuń
  10. Nie ma przepisu - po prostu ze 2 godziny przed pieczeniem "marynuję" oddzielnie pokrojone w plastry buraczki i ziemniaki w oliwie (lub oleju słonecznikowym) z ulubionymi ziołami (u nas rozmaryn, bazylia, majeranek) i - u nas - z czosnkiem, albo np. porem, przed pieczeniem układam warstwami w naczyniu żaroodpornym i piekę. Po pół godzinie pieczenia dodaję dynię pokrojoną w kostkę. Wczoraj posypałam sezamem i pestkami dyni :)

    OdpowiedzUsuń
  11. No i potem piekę kolejne pół godziny.

    OdpowiedzUsuń
  12. mmm... jutro dyniobranie... chyba się skuszę :)))

    OdpowiedzUsuń