Miał być anioł. Wiem. Siedziałam wczoraj do 0.40 szyjąc pierwszą w życiu sukienkę kombinowaną, z karczkiem, fałdami, bufiastymi rękawami... w rozmiarze 50 cm :) Nie mogłam przestać. Skrzydła zostawiłam sobie na poranek, bo już, po doszyciu włosów z włóczki boucle nie miałam werwy. Tym bardziej, że już od 1.30 zaczynałam karmić Jagódkę :)
Jak zwykle życie ma swoje plany, potencjalna anielica została capnięta przez Aniel(ic)ę realną, któa stwierdziła, że skrzydeł nie chce. I tak została wróżka Lavandula (ogrodniczki wiedzą, dlaczego :)
Zielsko miało być na wyposażeniu - całość mogłaby gdzieś zawisnąć, gdyby nie fakt powyższego przywłaszczenia :)
Skromna osóbka mi wyszła...
Jej Lawendula jest zachwycająca :) Bardzo mi się podoba - śliczności.
OdpowiedzUsuńBardzo dziękuję za wpis, dzięki temu mogłam trafić tutaj, do Ciebie. Wróżka piękna, nie dziwne, że została uprowadzona :), pozdrawiam
OdpowiedzUsuńNo ja się nie dziwię, że została natychmiast capnięta ;))) Urocza jest! :)))
OdpowiedzUsuńdziękuję, Kochane, miód mi na serce lejecie, bo to własne wypociny trudno obiektywnie ocenić. Sanko, witam Cię serdecznie :)
OdpowiedzUsuńAniu rewelacja! Chętnie nabędę dla Córy:) Zajrzę na Allegro!
OdpowiedzUsuń