Tym razem na drutach mam szal. Nazwano go Miss Lambert's i wykonując go zastanawiam się, czy miss Lambert, która byla jego insporacją kiedykolwiek istniala. Wiem, że nie będzie to szybkie wykonanie, ponieważ jednoczesnie wolne chwile staram się dzielić między zamówione Gail w pawich kolorach (sztuk w sumie 4 :) a zglębianie skarbnic, jakimi są moje nowe nabytki książkowe. Wolnych chwil w zasadzie nie ma zbyt wiele, dzielone pomiędzy dzieci a dzieci, zdarzają się jedynie po ich zasnięciu. Zbieram je jak sroka blyskotki, cieszę się nimi jak dziecko (równie jak dziecko wieczorami zmęczona) i staram się doceniać w tym zmęczeniu fakt, że mam KIM być zmęczona. Dzięki codziennemu zaambarasowaniu bardziej doceniam wolny oddech, który lapię gdy przez moment nic się wokól mnie nie dzieje, a który wielu ludzi często utożsamia z nudą. Nie znam nudy.
Szal powstaje szaroniebieski - ma pasować do nieba o tej porze roku - nieba, które rzadko już bywa skończonym blękitem.
.jpg)
.jpg)
.jpg)
Aaaaaaaaaaach, te twoje CUDOWNE szale... :)) A co do wieczornego oddechu to doskonale cię rozumiem ;))
OdpowiedzUsuńoddechu?jakiego oddechu?
OdpowiedzUsuń:)
Szalowy Szal:)
przepiękny :) i ten kolor... :-)))
OdpowiedzUsuńTak, kolor bajeczny :)
OdpowiedzUsuńAniu, błagam, nie kuś1 Jesteśmy z Ewą nałogowcami w kwestii chust i szali. Nie potrafimy się oprzeć miękkości wełny, urokowi splotu, kolorowi, który pasuje akurat do tej konkretnej kurtki, czy ukochanego płaszcza. A u Ciebie nie sposób się oprzeć! I jak tu walczyć z nałogiem?
OdpowiedzUsuńo jejku mój ulubiony kolor, miec taki szal to obłęd :)
OdpowiedzUsuń