Jest takie miejsce, które nierozerwalnie wiąże się z moim dzieciństwem. Tam spędzałam niemal każdy wolny od szkoły czas, biegałam całymi dniami boso, nie wyaziłam z jeziora, podglądałam dojenie krów i piłam ciepłe jeszcze mleko; taplałam się w kałużach i wdrapywałam się w tajemnicy na kombajn; grałam w "kuku" na idiotyczne rozkazy a w deszczowe dni zamierałam nad książką.
Obecie magii miejsce ma nieco mniej , część została wyparta lękiem pojawiającym się w nas, gdy zostaniemy rodzicami (coooo?!?!?! na kombajn???), niemniej mieszkamy zaledwie kilka kilometrów dalej i uroki życia poznają tam teraz, pod kierownictwem dziadków, zasadniczo, nasze dzieci. Koło życia toczy się dalej...
Ależ cudne fotki !!!Istna sielanka!!!Aż się mi łezka zakręciła w oku z tęsknoty za takimi klimatami!!!Jeszcze tylko dwa tygodnie...:)i urlop!!!
OdpowiedzUsuńCudny klimat! I mnie przypomniało się dzieciństwo w starym sadzie, włóczenie się po łąkach i pewien stary, trzeszczący dom. Też niedaleko, bo na Wysoczyźnie Elbląskiej. Koło życia to rzecz niebywała, zaskakująca i zawsze cudowna.
OdpowiedzUsuńUściski!
Te dwa tygodnie zapewne miną Ci szybko - cóż to jest dwa tygodnie... :)
OdpowiedzUsuńAsiu, no przecież właśnie Ty znasz z autopsji te stare drzewa, trzeszczący, klimatyczny dom - i wcale o tym w czasie przeszłym pisać nie powinnaś :)
Aniu, ale nasz obecny dom wziął się ze wspomnień właśnie:-))))
OdpowiedzUsuń