poniedziałek, 25 kwietnia 2011

Nasze Święta lazaretańskie

Dzisiaj zapisek z gatunku: ocalić od zapomnienia. Bohaterem głównym jest Krzyś, którego specyficzny sposób świętowania już kilka razy, hmmm... uświetnił nam rozmaite okazje. Chronologicznie rzecz biorąc, rozpoczął w wieku 1,5 roku, gdy w pierwszy dzień Świąt Bożego Narodzenia pojawiły się u niego pierwsze ospowe krostki. Potem, w najbliższą Wielkanoc dostał trzydniówki. Wakacyjny ślub swojego wujka świętował z potężnym zapaleniem jamy ustnej (kto ma dzieci, wie, jak to wszystko wygląda)




Kilka lat później. Rok 2011r. Wielka Sobota, tuż po liturgii. Okazuje się, że lekkie swędzenie i pieczenie na plecach, na które czasem narzekał od trzech dni to półpasiec. Lekka panika w domu, żarty na temat Krzysiowych przypadłości świątecznych. Jakoś przełykamy fakt.


Wielka Niedziela. Kiedy nam się już wydawało, że półpasiec to najgorsze, co nam się może przydarzyć w te Święta, Krzyś bujając się na rękach między łóżkiem a komodą niezbyt dokładnie przyłożył lewą dłoń i spadł na ziemię wbijając dwie jedynki w podłogę. Dębową, lakierowaną - czyli twardą - tak, że są na niej dwa wyraźne zębowe ślady. Jedna jedynka ułamana na ukos. Wczorajsze popołudnie spędziliśmy częściowo w szpitalu na wizycie u chirurga szczękowego, który oceniał szansy na uratowanie Krzysiowych zębów. Na razie czekamy na okazanie się, które z nich będa martwe, do leczenia kanałowego. Kawałek - ten ułamany leży w lodówce, między świątecznymi przysmakami, namoczony w soli fizjologicznej oczekując na dosztukowanie. Krzyś, dzielny, nawet nie zapłakał (bo ja, mamo, tak się przestraszyłem, że zapomniałem płakać) a po powrocie od lekarza szalał dalej na podwórku z dziećmi. Tylko my, starsi, przeżywamy, myśląc, co go jeszcze czekać może.


A co nas czeka w Boże Narodzenie?!


I tak to Krzyś przyćmił wszystkie niemal świąteczne wydarzenia: Triduum, poszukiwanie prezentów w ogrodzie na dziewięcioro dzieci, rodzinne spotkanie... Biedaczek.

3 komentarze:

  1. Biedny Krzysio... Miałam koleżankę, która mniej więcej w tym samym wieku wykonała sobie podobną operację, tylko na wuefie. W czasie sprintów z jednego końca sali gimnastycznej (ogromnej!) na drugi rozpędziła się tak, że nie wyhamowała przed ścianą i wbiła w nią zęby. Efekt podobny jak u Krzysia (zębowe ślady w tynku i pół jedynki do sztukowania). Nie przeszkodziło jej to jednak potem bogato wyjść za mąż :)
    Dobrze, że już po świętach, bo strach pomyśleć, co jeszcze mogłoby Krzysia-pechowca spotkać... A my ospy i tak nie złapaliśmy. Klątwa jaka, czy co?

    OdpowiedzUsuń
  2. O Matko Kochana! Biedny Krzyś i Wy biedni rodzice... Oby tylko dało się zęby dosztukować - to już stałe, prawda? Syn mojej przyjaciółki zarył na placu zabaw w karuzele - efekt - obie jedynki sztukowane. Stałe. Na szczęście się trzymają. A Ewa załatwiła sobie kawałek jedyneczki na płycie chodnikowej - nawet nie widać gdzie to było. Trzymajcie się, kochani i przekażcie uściski dla Krzysia. Niuś i Mila Krzysiowi
    przesyłają machnięcia ogonami.

    OdpowiedzUsuń
  3. Aniu okropne, współczuję Wam bardzo i trzymam kciuki za sztukowanie! Ściski dla Krzysia!

    OdpowiedzUsuń