Wczorajsze zdjęcia były mocno takie sobie - niesprzyjającą okoliczność stanowił fakt bieganie koło mnie Jadzi, która usiłowała uciec mi poza furtkę bądź też, dla odmiany, położyć się na fotografowanym miękkim kocyku :) I tak mi mocno niepozornie wyszedł szal, która w sumie jest duży. Tak wygląda na mojej szopie :)
A teraz... moje wełny estońskie. Oglądam je i oglądam i nie wiem, która mi się podoba najbardziej. Z tęczowej zaczynam robić chustę, która nie wiem, jak będzie wyglądała, ponieważ nie chcę jej dokładać ozdobników w postaci wzorów zbyt wyrafinowanych - te obłędne kolory same się obronią.
Oto moje trojaczki :)
Oto moje trojaczki :)
Cudne moteczki. Nie da się w nich nie zakochać :)
OdpowiedzUsuńboskie:]
OdpowiedzUsuńgdzie, jeśli mogę zapytać, udało ci się je zdobyć?
Skąd masz te piękne wełenki? A propos Estonii to moja babcia stamtąd pochodzi :)
OdpowiedzUsuńAniu - kusisz tymi wełenkami okrutnie... Sa przepiękne!
OdpowiedzUsuńwełny kupiłam na allegro - jeszcze są. Trzeba wrzucić w wyszukiwarkę "wełna", potem zdefiniować konkret (rękodzieło - szycie i dziewiarstwo - włóczki) i pozostaje około 5 - 6 stron z czystą wełną - są też motki estońskie, dość duży wybór :)
OdpowiedzUsuńAnnaszo, toż masz żyłę złota w domu - estońskie wełny i koronki toż to szał ostatnio!!!
Lawenda jest absolutnie obłędna. Mój motek czeka, by stać się chustą :)
OdpowiedzUsuńOglądam te wełenki już od jakiegoś czasu i też mam na nie straszną ochotę. Próbowałam taką uprząść, ale niestety musiałabym jeszcze z 20 lat ćwiczyć.
OdpowiedzUsuńCzekam na zdjęcia Twoich wyrobów z tych cudowności.
pozdrawiam
Halina
ja na moje chorowałam od jesieni :) A lawenda mnie rozłożyła na łopatki, tęczową kupiłam, bo chodliwa, a lawendę i zieleń - bo "moje" :)
OdpowiedzUsuń