czwartek, 12 maja 2011

plany, plany, plany...

Dzisiejszy dzień był ściśle zaplanowany. Udało mi się dokonać zgrania sporej ilości zaplanowanych działań, ludzkich terminów i możliwości dojazdowych. Rano do dziewczynek miała przyjść nasza niezawodna sąsiadka, uwielbiana przez Jadzię. W tym czasie ja, zabrawszy ze sobą Krzysia do pracy miałam go przedstawić do wglądu dentystce w celu oceny zęba o godzinie 8 rano. Stamtąd miał go odebrać mój tata i, powróciwszy z nim na wieś i zwolniwszy Kasię od dziewczyn wysłać syna na 9.50 do szkoły. Ja, po zakończeniu lekcji o 12.30 miałam godzinę na pooddawanie do 3 bibliotek tony wypożyczonych książek, którym się kończył okres wypożyczenia i na 13.30 miałam iść ściąć włosy. I na łęb, na szyję, gnac do domu, karmić i pakować dzieci, bo na 16 z kolei miał iść do fryzjera Krzyś (pilnie, bo jutro lecą z Marcinem na zagraniczną I Komunię a wyglądał jak pudel). Potem, razem z nimi miałam umówioną panią z garderoby z Warmii, bo za tydzień mają pierwszy występ i trzeba dobrać stroje. A nas umówić trudno. Więc umówiliśmy się przed wszystkimi. A potem, wieczorem już, do domu, pakować na jutro chłopaków, którzy mieli ze mną rano jechać do miasta po samochód teścia dojazdowy do stolicy na lotnisko. Marcin miał w planie pracę (duuuuużo pracy) oraz wszelkie zakupy dla siebie i dla nas. Jak widać, choreografia godna mistrza. Kursy miasto - wieś zaplanowane i wyliczone niemal do minuty.
Jest już ten dzień zerowy. A my zaliczyliśmy punkt pierwszy - dentystę.

Poza tym przychodnię rejonową oraz szpital dziecięcy.

Anielka ma ospę.

Fryzjera niet. Ani jednego ani drugiego. Strojów też. I to nie tylko dlatego, że nie damy rady dojechać, ale przecież pod znakiem zapytania stoi w ogóle anielkowe tańczenie. Biblioteka książek nie otrzymała, bo była jeszcze zamknięta.


Ale i tak jest nieźle. Cieszy mnie ta ospa, bo do tej pory usiłowaliśmy ją zarazić bezskutecznie, a wolałabym, by ją przeszła jako dziecko. Kontroluję też Wigi marząc, by ją złapało wespół ze starszą, a nie za dwa tygodnie. Jutro zostajemy w domu we trzy, być może w 2/3 zaospowane :))))


Pociecha moja - doszły zakupy z Amazona - napiszę o nich w wolnej chwili

2 komentarze:

  1. Tak to jest plany sobie ,a życie sobie :)Pozdrowionka

    OdpowiedzUsuń
  2. Aniu - Ty to masz pęd w życiu! I radosne podejście do wszystkiego :) Bije z tego bloga niesamowicie pozytywna energia :) Życzę chorej bidulce szybkiego powrotu do zdrowia!

    OdpowiedzUsuń