Anielka przebrnęła przez najgorszy etap, wczoraj odbyła się pierwsza kąpiel. Obstukuje się jeszcze pięściami w przeróżne miejsca, co ma być synonimem drapania się (bez rozdrapywania krostek). Można jednak rzec, że pojawiło się światełko w tunelu.
Panowie z wyprawy wrócili. Ja w międzyczasie skończyłam dwie rzeczy - pierwszą pokazuję teraz, druga czeka na zmniejszenie formatu zdjęć. Oto bison shawlette z estońskiej wełny określanej jako lawendowa:
piękne kolory, śliczna chusta :)
OdpowiedzUsuńPiękne te Twoje chusty!
OdpowiedzUsuńI dobrze, że już ospa na finiszu, u mnie chorowały już wszystkie cztery na szczęście.
Co za kolorki!!!!Cudna!!!
OdpowiedzUsuńTak, te kolory zdecydowanie najbardziej "mojoe" z tych robionych wcześniej.
OdpowiedzUsuńAgakakaka - o rany, cztery ospy... toż to masakra... :)
Mam jedno pytanie: czy Ty sypiasz po nocach? Bo nie wyobrażam sobie, jak przy trójce dzieci i domu na głowie mozna produkowac takie ilości sliczności! Podziwiam!!!
OdpowiedzUsuńJak amazońskie zakupy? Sofia dojechała? :)
Zazwyczaj nocami sypiam - może niezbyt długo tylko - tak między północą a 6 rano :) - reszta, jak tylko dzieci zasną i dom ogarnę (a staram się to zrobić z nimi zanim padną) - to jest MÓJ czas. I dbam o jego istnienie. A z chustami latam za Jadzią po ogrodzie :)
OdpowiedzUsuńZakupy dojechały - miałam o nich napisać, ale zapomniałam. Sofia...... cudna, moja ukochana płyta - Anielka już jej nie może słuchać - "znowu?!?!?!" a ja mogłabym ciągle... Mam tę z "Irene"
Też pielęgnuję te te chwile ciszy i spokoju, gdy małe dziobki się zamykają. Mój ulubiony czas.
OdpowiedzUsuńMoja córka rok temu też pytała "znowu?" gdy włączałam ”Áššogáttis”, a teraz biega po domu i joikuje jak rodowita Laponka. To zaraźliwe :)