poniedziałek, 25 stycznia 2010

Nie mogę wyjść z dłubanek... :)

Nabyłam, jak wspomniałam, książkę z wzorami Tildy. Nie mogłam się doczekać aż do niej zasiądę. Obkupiłam się też w materiały - lekkie były :) ale piękne. Leżą uprane. I nieuprasowane. Bo nie mam kiedy ich uprasować. Nie mam kiedy wyciągnąć maszyny do szycia - nie mówiąc o tym, że musiałabym ją również schować. Mimo posiadania dużego domu bowiem nie mam pokoju, w którym mogłabym się rozwalić ze wszystkimi moimi skarbami i nie chować ich codzień (trudno bowiem funkcjonować w pięcioosobowej rodzinie z niewidocznym spod stosu szmat, igieł, szpilek, szpulek, włóczek, aplikacji, ścinków, nożyczek itp stołem) Z kolei sprzątanie po każdorazowym szyciu jest udręką, gubię połowę niezbędnych rzeczy i to mnie skutecznie zniechęca do szycia. Jedyna moja nadzieja w wykańczaniu domu, w którym ma się pojawić jeszcze kilka pokoi... ach, jeden będzie tylko mój (tak sobie przynajmniej zakładam :) ) w nim sprzątać będę wtedy, gdy sama uznam to za stosowne a wszystkie wspomniane szmatki, igły, nici i maszyna będą na stałe dostępne... ach, marzenia...
Na moje szczęście (nieszczęście?) istnieją również druty. Potrzebne są tylko dwa druty, włóczka i - wersja wypasiona - koszyk wiklinowy, by się nie turlało toto na podłodze. Nie wymagają zbyt wiele myślenia (jeśli w ogóle wymagają), mogę przy nich obejrzeć film, poczytać książkę... i tak, maszyna i szycie statecznie odpływa w niebyt moich planów. Bo przecież to wymaga wysiłku i przygotowań z mojej strony. A druty zachęcająco leżą pod szklaną taflą stolika. I codziennie jakoś wygodniej mi po nie sięgnąć - a to do lekcji z dziećmi, a to do czytania im książek , ba w wakacje nawet jeździły z nami na plażę! A wieczorem, kiedy szarańcza idzie spać i mogę sobie spokojnie odpalić Łucznika... nie mam siły. Włączam sobie ostatnio moją ucztę intelektualną :) - Mordesrtwa w Midsommer - i powstaje kolejna chusta. Taka jak ta na zdjęciach, np. skończona wczorajszym wieczorem. Turkusik tym razem:




3 komentarze:

  1. Jak ja Cię dobrze rozumiem! Też mam chałupę jak stodoła, ale nie mam własnego kąta (poza miejscem do decu w zimnym kawałku byłego garażu)Marzy mi się jeden (słownie jeden!) pokój tylko na moje pierdoły!
    A książkę którą masz? Bo ja dziś odebrałam "Tildas Fruhlungszeit" I już nie mogę się doczekać ferii ;-)
    Chusta śliczna i wygląda na cieplutką - w sam raz na te minusy za oknem :-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ata, mam "Sew pretty homestyle", właśnie się zamierzam na kosmetyczki i tylko nie wiem, czy mój plan wypali... :)
    Za miłe słowa - dziękuję :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Kosmetyczki uszyłam niedawno, a u mnie na blogu w ostatnim poście o rtęci znajdziesz odnośnik do tutka. Polecam, bo fajny jest :)
    Ja mam zamiar wziąć się za torebusie z tej książki Tildowej ;-)
    No i poszalałam i zamówiłam kolejną. Tym razem "Tildas Haus". To chyba ta sama co Twoja, tylko, ze po niemiecku. Mąż mnie z domu wyrzuci jak nic ;-D

    OdpowiedzUsuń